Testujemy Ultimate Fishing Simulator

Najbliższe tygodnie przyniosą idealne warunki do pojawienia się nad rzeką tudzież jeziorem w celu chwytania wodnych stworzeń. Nie za zimno, nie za ciepło, nic tylko zadbać o wygodne siedzisko i rozłożyć się ze swoim Switchem w pięknych okolicznościach przyrody. O Ultimate Fishing Simulator napisano wiele w ciągu tych dwóch lat, jakie upłynęły od premiery na komputerach osobistych. Teraz przyszedł czas, aby przyjrzeć się także edycji przenośnej. Tematyka idealnie pasuje do krótkich niezobowiązujących sesji z konsolą, stąd i konkurencyjnych tytułów nie brakuje. Czy warto więc zainteresować się portem przygotowanym przez StormTrident?

ultimate fishing simulator

Rybki w formie

Zacznijmy od tego, że gra nie posiada warstwy fabularnej. Po utworzeniu profilu wskakujemy jednak do jedynej dostępnej na początku lokacji i stopniowo odblokowujemy dostęp do kolejnych. O dostępie do wszystkich miejscówek można tylko pomarzyć. Łapanie okazów przynosi bowiem gotówkę i doświadczenie. Kasa przyda się do zakupu sprzętu oraz opłacenia licencji na nowych łowiskach, punkty rozwoju natomiast są niezbędne do nabycia odpowiednich umiejętności. Wszystko to sprawia, że przebieg zabawy jest jednak nieco wyreżyserowany, przynajmniej na początku. Z drugiej strony autorzy motywują gracza do wgryzienia się w różne mechaniki rozgrywki, bo tylko w ten sposób zobaczymy co oferują dalsze etapy.

Trzeba przyznać, iż tej zawartości przygotowano naprawdę sporo. Entuzjaści wędkarstwa spędzą zapewne dłuższy czas na doborze odpowiedniego ekwipunku czy studiowaniu opisów gatunków ryb, na które możemy się natknąć. Osoby szukające po prostu relaksującej produkcji docenią liczbę i różnorodność lokacji oraz zmienne warunki atmosferyczne. Wszystko oczywiście poddane cyklowi dobowemu. Do samej zabawy trzeba się przyzwyczaić – wiele rzeczy nie dzieje się tutaj automatycznie i pierwsze minuty mogą okazać się lekko dezorientujące. Gdy jednak opanujemy podstawy czeka nas pokaźna nutka satysfakcji z udanych połowów.

ultimate fishing simulator

Portable Ultimate Fishing Simulator

Wersja na konsolkę Nintendo może pochwalić się świetnie wykonanym menu i interfejsem. W opcjach dostosujemy niemal wszystko co jest niezbędne do poczucia komfortu, a i obłożenie przycisków daje radę. Nie ma też problemów z czytelnością nawet na małym ekranie odchudzonego Switcha. Przy sporej ilości elementów graficznych i tekstowych, a także dość długich opisach należy to uznać za sukces. Dobre wrażenie psują trochę drobne błędy w polskiej wersji językowej („Baikał”), ale nie jest to aż tak istotna sprawa w przypadku tego typu gier.

Czas na oprawę graficzną. Tutaj uczucia mam dość mocno mieszane. Nie można się zbytnio przyczepić do wyglądu sprzętu, ryb i wody, ale już lokacje zbudowano raczej z prostych elementów, w dodatku tak sobie oteksturowanych. Na szczęście rzadko kiedy przyjdzie nam podziwiać je w wersji surowej, bo często nabierają kolorytu przy ładnym oświetleniu. Samo niebo też wygląda nieźle. Poczynione kompromisy zagwarantowały chociaż bardzo płynną animację, więc w ogólnym rozrachunku ciężko przyczepić się do jakości portu.

ultimate fishing simulator

Ultimate Fishing Simulator – podsumowanie

Kieszonkowa edycja Ultimate Fishing Simulator to porządnie wykonany port, który sprawia dobre wrażenie już po odpaleniu i utrzymuje je względnie przez cały czas obcowania z tytułem. Nie jest to może pokaz możliwości Switcha, ale też nikt tego nie oczekiwał od produkcji z dość niskiego pułapu cenowego. Warto jednak dać się złapać na haczyk.

Zrzuty ekranu: SwitchLite.pl

Kopię do testów dostarczył wydawca – Forever Entertainment

Zobacz też: Frontline Zed