Ostatnio coraz ciężej przebić się nawet z dobrą grą. Sprawa jest szczególnie trudna na Nintendo Switch, gdzie niemal codziennie pojawiają się nowe tytuły. W takich okolicznościach łatwo pomylić potencjalną perełkę z mnóstwem dostępnych przeciętniaków. Dużo nie brakowało, bym w taki sposób zaczął myśleć o Tin Hearts, bo na pierwszy rzut oka pomysł na zabawę nie wydaje się w żadnym stopniu wyróżniający. Dodatkowo mówimy o produkcji, która zaczynała jako projekt przeznaczony dla googli VR i nadal taki sposób prowadzenia rozgrywki wydaje się rekomendowany. Sprawdźmy zatem, czy warto zainteresować się brytyjską propozycją na handheldzie.

Ołowiany zapał
Sprawa z Tin Hearts okazuje się o tyle ciekawa, że to właśnie wersja na hybrydową konsolę rodem z Kioto ukazała się odrobinę wcześniej na rynku względem pozostałych platform. W takiej sytuacji dość łatwo było oczekiwać zbyt wiele, więc moje początki z grą okazały się przez to mocno rozczarowujące. Na pierwszy plan wybiło się ślamazarne sterowanie, które podczas prologu wydaje się największym wyzwaniem. Produkcja wdraża nas bowiem bardzo niemrawo i w zasadzie kilka pierwszych poziomów można było całkowicie wyciąć i zastąpić krótkim (najlepiej opcjonalnym) samouczkiem. Dopiero pierwszy akt przynosi konkretne rozwiązania i sprawia, że po kilku poziomach nabieramy ochoty na więcej.
Duża w tym zasługa połączenia gry logicznej z narracją. W Tin Hearts mamy za zadanie przeprowadzić grupę ołowianych żołnierzyków do wyjścia, co skutkuje zyskaniem dostępu do kolejnego pomieszczenia. Sam proces kierowania zabawkowych towarzyszy polega na maksymalnym wykorzystaniu elementów otoczenia i utorowaniu im stosownej ścieżki. Początkowo układamy klocki, które zmieniają kierunek chodu, by na dalszych etapach przejąć kontrolę nad znaczną częścią rozsianych w lokacjach zabawek. Z kolei wprowadzanie nowych rozwiązań czy miejscówek silnie osadzono w opowiadanej historii, co tylko podbija ciekawość i skłania do dalszej zabawy. Ta szybko zyskała w moich oczach, a nieciekawy początek zastąpiły całkiem mądrze zaprojektowane łamigłówki.

W Tin Hearts zabrakło typowego interfejsu, a do sterowania trzeba będzie się przyzwyczaić dłuższą chwilę. Wiele aspektów jest jednak tłumaczonych już w ramach rozgrywki właściwej, więc miło, że autorzy przewidzieli również polską wersję językową. Produkcja działa natomiast na silniku Unity i robi z niego całkiem dobry użytek. Odwiedzane lokacje są pełne szczegółów i efektów świetlnych, choć na zbliżeniach widać słabość samych tekstur. Niezbyt imponująco wyglądają również przewijające się postacie, choć widzimy je na ekranie raczej rzadko. Ogólnie tytuł charakteryzuje stosunkowo wolne tempo (mamy niemal pełną kontrolę nad manipulacją czasem), więc i potencjalne spadki płynności nie popsują zabawy. Tym bardziej, że nie są one zbyt częste.
Tin Hearts – werdykt
Tin Hearts to solidny tytuł łączący co najmniej dwa gatunki i robiący to bardzo spójnie. Wersja na Nintendo Switch nie jest może najwygodniejszym sposobem, by się z nim zapoznać, ale oprócz walki ze specyficznym sterowaniem nie miałem z nią większych problemów.
Zrzuty ekranu: SwitchLite.pl
Kopię do testów udostępnił wydawca
Zobacz też: Arcade Paradise