Na zimę trochę sobie jeszcze poczekamy, ewentualnie wzorem poprzedniego sezonu ominie ona większość naszego kraju szerokim łukiem. Spragnieni śniegu i mroźnych klimatów mogą natomiast skorzystać z opcji wirtualnej przejażdżki psim zaprzęgiem w intrygującej propozycji amerykańskiego studia. Celem tej nieco zbyt biernej wyprawy będzie przybytek oznaczony tytułowym lampionem, choć droga do niego to istny tor przeszkód. Dosłownie i w przenośni. Zaintrygowani? Zapraszam zatem do zapoznania się z poniższym tekstem. Dowiecie się z niego, czy The Red Lantern w wersji na handheld Nintendo nada się do przeżycia tej unikalnej przygody.

Alaskan Adventures
Zabawę zaczynamy w wysłużonej furgonetce z jednym czworonogiem u boku. Nasza niemiłosiernie gadulska bohaterka robi właśnie objazdówkę po okolicy w celu dokwaterowania kolejnych czterech piesełów. Odwiedzamy więc ich dotychczasowe domy i decydujemy, czy właśnie dołączy do nas nowy członek zespołu. Szkoda, że autorzy nie zdecydowali się na coś w rodzaju mapki, z poziomu której wskazujemy kolejne lokacje do sprawdzenia. Tym samym ciężko odmówić któremukolwiek futrzakowi, więc kompanów do rozgrywki właściwej zebrałem nader szybko.
Szosę zamieniamy więc na bezdroża, a samochód na gustowne sanie. Niestety nie mamy nad nimi bezpośredniej kontroli, a manewrowanie odbywa się przy pomocy dostępnych co jakiś czas komend. Pomoże w tym prowizoryczna mapa, choć trudno tu mówić o jakiejkolwiek precyzji. Po drodze czeka nas sporo różnych wydarzeń losowych, część niezbędnych do kontynuowana przejażdżki, natomiast na niektóre lepiej by było w ogóle nie trafić. Co powiecie na atak skunksa, czy próbę uszkodzenia nas drzewem przez bobra? Niemniej ryzykować trzeba, bez tego nie zdobędziemy pożywienia. Możemy tu polować czy łowić ryby, o ile mamy naboje i odpowiedni ekwipunek. Wszystko w postaci prostej minigierki. Gdy zmęczenie i głód dadzą o sobie znać pozostanie tylko rozbić obóz i skorzystać z niezbędnych zasobów. Następnie udać się w dalszą drogę, jeżeli będziemy w stanie…

Switch has survived
W końcu to typowy survival, choć unosi się nad nim przyjemna aura. Nawet niepowodzenia nie mają negatywnego wydźwięku, ale potrafią irytować. Nie zrobi tego natomiast sama edycja przenośna, bo nie bardzo jest się do czego tutaj przyczepić. Wszystko zdaje się być na swoim miejscu i nawet nie trzeba sobie zawracać głowy dostosowywaniem czegokolwiek. Przydałby się chyba tylko schemat sterowania, bo nie wszystko jest takie oczywiste, nawet mimo obecnych w trakcie grania instrukcji. Brak też polskiej wersji językowej, dobrze chociaż, że monologi protagonistki nagrano.
Zaskoczyła mnie oprawa The Red Lantern. Patrzy się na to z dużą przyjemnością, a gra świateł to prawdziwe cudo. Oczywiście jak na niezależną produkcję. Szczególnie wschody i zachody słońca generują piękne widoki, choć nawet nocne wojaże wyglądają dobrze. Audio też nie zawodzi. Podobnie jak optymalizacja – produkcja utrzymuje satysfakcjonującą płynność animacji przez cały czas.

The Red Lantern – podsumowanie
Nie często dostajemy w grach sposobność przejechania się psim zaprzęgiem. The Red Lantern oferuje taką możliwość, szkoda tylko, że nie oddano graczom odrobinę większej swobody. Wtedy mógłbym propozycję Timberline Studio z czystym sumieniem polecić. A tak dostajemy nieco bardziej interaktywną wizualną opowieść z kilkoma ciekawymi mechanikami, co jednym przypadnie do gustu, ale zapewne sporej rzeczy niekoniecznie. Ja bawiłem się całkiem nieźle.
Zrzuty ekranu: SwitchLite.pl
Kopię do testów dostarczył producent – Timberline Studio