Testujemy The Hong Kong Massacre

Coraz więcej wydawców zauważa potencjał Switcha, co oczywiście bardzo cieszy. Powołane niedawno do życia Untold Tales Games z impetem wkracza do gry, zapowiadając od razu dwa tłuste porty. Pierwszy z nich już wkrótce będzie dostępny do sprawdzenia dla wszystkich gotowych sypnąć groszem za mającą już prawie dwa lata na karku produkcję. Mowa o The Hong Kong Massacre, czyli przeniesieniu idei kultowej serii Hotline Miami w brudne zakamarki azjatyckiej metropolii. W przywołaną rozpikselowaną rzeź zagrywałem się jeszcze na Vicie, ale obecnie bez problemu dostaniecie ją również na handheldzie Nintendo. Spadkobierca natomiast obiecuje nieco lepszy spektakl, pozostając jednocześnie wiernym charakterystycznej rozgrywce. Czy wypada przekonująco na przenośnej konsolce?

the hong kong massacre

Masakrycznie dobra zabawa

Zacznijmy od szybkiego przedstawienia założeń tytułu. Całość oparta jest na krótkich poziomach, przez które musimy przemknąć bez bliskiego kontaktu z ołowiem. Każda celna kulka przenosi nas na początek planszy i majestatyczne brnięcie do przodu przyjdzie nam rozpocząć od nowa. Również jeden dobrze wymierzony strzał posyła do piachu niemal wszystkich oponentów, choć zdarzają się wyjątki, szczególnie pod koniec. Swoimi zasadami rządzą się natomiast bliźniaczo podobne starcia z szefami, którzy padną dopiero po opróżnieniu sporej części magazynka.

Ilość przeciwników zależy od konkretnej mapki, ale często wypada się przygotować na nierówne starcie nawet z kilkudziesięcioosobową grupką. Brzmi groźnie, prawda? Na szczęście nasza postać to nie byle kto i kilka asów w rękawie ma, co w połączeniu z odpowiednim arsenałem daje całkiem niezły punkt wyjścia. Po pierwsze niegłupim pomysłem będzie skorzystanie ze spowolnienia czasu, przez co otrzymujemy gratisowe sekundy na reakcję i możemy pokusić się o omijanie nawet gradu kul. Wskaźnik koncentracji nie jest jednak z gumy i nie możemy z niego korzystać w nieskończoność – sprawa oczywista. W sukurs przychodzi przycisk odpowiedzialny za widowiskowy unik czy salto w zależności od kontekstu w którym się znajdujemy.

The Hong Kong Massacre cierpi odrobinę na niedobór pukawek. Tylko cztery rodzaje szybko się nudzą, a tak naprawdę efektywny jest głównie karabin. Spluwy możemy jednak modyfikować, co trochę zachęca do przechodzenia kolejnych misji w odpowiedni sposób i zyskania dodatkowych gwiazdek – to za nie ulepszymy sprzęt. Trzeba choćby zmieścić się w odpowiednim przedziale czasowym czy zrezygnować ze slow-mo. Szczególnie to ostatnie brzmi masochistycznie, ale warto się poświęcić choćby na początku zabawy. Ta zajmie nam w sumie czas przynajmniej przez kilka godzin. Dużo tu zależy od wybranego poziomu trudności oraz predyspozycji do czerpania radości z wydarzeń na ekranie. Łatwo nie jest, nawet na najłatwiejszych ustawieniach, a liczne zgony mogą łatwo odstraszyć. Nie muszę chyba dodawać, że zdecydowanie warto się nie poddawać?

the kong kong massacre

Pejzaż brudny, ale urokliwy

Podczas rozgrywki odwiedzimy całkiem sporo miejscówek, przyznam jednak szczerze, że prawdziwie unikalnych zbyt wiele nie ma. Królują wariacje na temat kilku schematów, co może nie przeszkadza zbyt mocno, ale jednak obnaża bardzo ograniczony budżet i daleko posunięty recykling. Po mapkach na ogół przemieszczamy się na jednej płaszczyźnie, choć od święta poskaczemy również między budynkami. Taka tam średnio zrealizowana rozrywka dla siejącego zamęt smutnego typa w hongkońskiej miejskiej dżungli lat 90. ubiegłego wieku.

Zabójcze zapędy wcielimy w życie przy użyciu prostego w obsłudze sterowania, jednak na Nintendo Switch Lite musiałem sobie dawkować poszczególne sesje. The Hong Kong Massacre bezlitośnie sprawdza nasz refleks, więc i palce dość szybko odmawiają posłuszeństwa. Nie da się natomiast ukryć, iż konstrukcja poziomów pozwala wskoczyć do gry nawet na chwilę. Fabuła ma znaczenie drugoplanowe, liczy się jedynie czysty gameplay. Choć na pewno nie jest on bez skazy. Niedoróbek tu od groma, począwszy od przekomicznie wzbijających się w powietrze trucheł adwersarzy, po poważniejsze błędy uniemożliwiające nawet ukończenie danego zadania. Sytuacja wraca do normy po restarcie, ewentualnie kilku… Mimo to uporać się z tytułem nadal oczywiście można. Szkoda tylko, że nie zrobimy tego korzystając z polskiej wersji językowej. Obecność rodzimych napisów w The Hong Kong Massacre fajnie otwarłaby portfolio wydawnicze warszawskiego zespołu.

Dzieło VRESKI radzi sobie na Pstryczku bardzo żwawo. Oprawa graficzna prezentuje się bardzo ładnie na małym ekranie i zdecydowanie buduje klimat. Podobnie jak świetna ścieżka dźwiękowa, którą z powodzeniem można dodać do playlisty i odtwarzać długo po skończeniu przygody ze szwedzką produkcją. Mimo niedoskonałości ciężko zatem przyczepić się do jakości portu, który przez zdecydowaną większość czasu działa jak należy. Klatkaż również nie straszy, za co autorom chwała.

the hong kong massacre

The Hong Kong Massacre – werdykt

Debiut wydawniczy Untold Tales Games nie przynosi wstydu, bowiem przenośny port The Hong Kong Massacre to niesamowicie grywalna i sprawnie działająca produkcja. Jeżeli podobnie jak ja macie sentyment do Hotline Miami, to naprawdę warto zainteresować się szwedzką propozycją. Tempo zabawy dostaniecie podobne, natomiast oprawa wypada nieporównywalnie lepiej. Nic tylko brać, grać i przymknąć oko na szereg drobnych błędów!

Zrzuty ekranu: SwitchLite.pl

Kopię do testów dostarczył wydawca – Untold Tales Games

Zobacz też: Golf Club: Wasteland | BEAUTIFUL DESOLATION