Testujemy South of the Circle

Nie ma wątpliwości, że usługa Apple Arcade pozwoliła mobilnemu graniu wejść na zupełnie inny poziom. Często debiutują tam perełki, które następnie z powodzeniem przenoszone są na pełnoprawne konsole. Problemem jest zwykle tylko odpowiednie wycenienie takich pozycji i niestety rzadko udaje się racjonalnie rozwiązać wspomnianą kwestię. Jak jest w przypadku brytyjskiego South of the Circle na Nintendo Switch? Odpowiedź znajdziecie w kolejnych akapitach.

south of the circle

Zima stulecia

Omawiany tytuł historią stoi, więc warto przedstawić choćby jej zarys. Głównego bohatera poznajemy w dość niekomfortowych dla niego okolicznościach, kiedy to wraz z pilotem zalicza awaryjne lądowanie w sercu Antarktyki. Sytuacja wydaje się nader niekorzystna i to uczucie towarzyszy nam do samego finału zabawy. Opowieść w South of the Circle przeplatana jest jednak retrospekcjami, które przedstawiają drogę naszej postaci do obecnego położenia i jednocześnie dość błyskotliwie zahaczają o wiele newralgicznych tematów dla czasu akcji – lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Mamy zatem napięte stosunki dyplomatyczne między możnymi ówczesnego świata, a w ich cieniu całkiem trafnie pokazane bolączki środowiska akademickiego. W każdym razie fabułę zdecydowanie warto poznać.

Niestety z perspektywy gracza South of the Circle nie dostarcza satysfakcjonującej zawartości interaktywnej, podobne przemyślenia miałem choćby w przypadku Night Call. Przez większość czasu wskazujemy w mocno ograniczonym stopniu ton wypowiedzi protegowanego, choć miałem wrażenie, że ostatecznie nie przekłada się to zbytnio na przebieg wydarzeń. Pomijając kilka dłużyzn mamy tu całkiem nieźle zmontowane doświadczenie, któremu brakuje jednak porządnej dawki rozgrywki, choćby w ograniczonej postaci na modłę symulatorów chodzenia. Biorąc pod uwagę sporą ilość różnorodnych miejscówek można było pokusić się o znacznie więcej w tym elemencie. W pewnym momencie trafiamy do wesołego miasteczka, które rozbudziło moje nadzieję na fajnie zrealizowany fragment zabawy. Natomiast South of the Circle pokazało wtedy dobitnie, że moje oczekiwania ma w poważaniu.

south of the circle

Może i z mobilek, ale z miłością

Jeżeli jednak zaakceptujemy South of the Circle jako po prostu ciekawe doznanie, to jakość portu na Nintendo Switch nie przeszkodzi, by się nim cieszyć. Całość okraszono dość minimalistycznym interfejsem, gdzie wygoda łączy się z czytelnością. Z poziomu menu ustawimy też rozmiar czcionki, co w przypadku gry nastawionej na dialogi ma niebagatelne znaczenie. Szkoda tylko, że produkcja wydawana przez polski zespół nie doczekała się napisów w rodzimym języku, bo dość mocno ogranicza to grono potencjalnych odbiorców w naszym kraju. Osobiście doceniam pełne udźwiękowienie, które w dużym stopniu wpłynęło u mnie na pozytywny odbiór tytułu.

Na uwagę zasługuje z pewnością komiksowa oprawa South of the Circle. Dość prosta, bazująca na pastelowych, nieoczywistych kolorach, która nadaje całości unikalnego charakteru. Choć nie za bardzo przypadł mi jednak do gustu ziarnisty filtr, który możecie zobaczyć na zrzutach ekranu. Muszę natomiast w pełni pochwalić warstwę muzyczną, która idealnie dopełnia to co obserwujemy na małym ekranie handhelda. Nie ma też najmniejszych problemów z optymalizacją tytułu.

south of the circle

South of the Circle – werdykt

Ciężko sprawiedliwie ocenić South of the Circle. Dostajemy bowiem całkiem sprawnie zrealizowane doświadczenie, które wygląda, brzmi i śmiga jak należy na Nintendo Switch. Samej rozgrywki tu jednak niewiele, co warto mieć na uwadze rozważając zakup.

Zrzuty ekranu: SwitchLite.pl

Kopię do testów udostępnił wydawca