Testujemy Sherlock Holmes The Awakened

Studio Frogwares powinien kojarzyć każdy szanujący się gracz, niezależnie od platformy, na której konsumuje swoje hobby. Do grona potencjalnych fanów dorzuciłbym też miłośników twórczości Doyle’a, bo właśnie ukraińscy autorzy zdają się mieć wyłączność na dostarczanie cyfrowych przygód jednego z najbardziej znanych detektywów w historii literatury. Szczególnie ich nowsze propozycje bardzo cenię, ale z niezrozumiałego dla mnie powodu dość późno zainteresowałem się Sherlock Holmes The Awakened, czyli współczesnej wersji tytułu sprzed lat. Co więcej, gdybym nie miał okazji sprawdzenia gry na potrzeby niniejszego tekstu, to bardzo wątpliwe bym w ogólne po niego sięgnął. Dodam tylko, że byłby to spory błąd, ale dzięki równoczesnej premierze produkcji na wszystkich ważniejszych sprzętach na szczęście tak się nie stało. Poniżej moje wrażenia z wersji na Nintendo Switch.

Sherlock Holmes The Awakened

Intryga ze szczyptą Cthulhu

Myślę, że głównym powodem ignorowania przeze mnie Sherlock Holmes The Awakened mógł być potencjalnie ciężki klimat tytułu i jego zbyt mocny związek z mitologią Lovecrafta. Szybko okazało się, że proporcje są zupełnie odwrotne i dostajemy solidną detektywistyczną intrygę, okraszoną miejscami elementami obłędu, w który stopniowo popada Sherlock. Ogólnie atmosfera gry jest faktycznie dość gęsta, choć to nadal przygoda przede wszystkim nastawiona na prowadzenie wielowątkowego śledztwa.

Wszystko zaczyna się niepozornie, przy Baker Street, można by rzec, że całkiem standardowo. Po krótkim wstępie przyjdzie nam pokrzątać się po okolicy i zaznajomić z podstawowymi mechanikami tytułu, których dobre zrozumienie znacznie ułatwi życie na dalszym etapie opowieści. Pierwszą lokację możemy zatem potraktować jako solidny samouczek i zdecydowanie warto przebrnąć przez niego uważnie. Autorzy udostępnili też specjalną rubrykę w menu gry, gdzie tłumaczą co oznaczają konkretne elementy i w jaki sposób powinniśmy popychać fabułę Sherlock Holmes The Awakened do przodu.

Zwiedzamy, Panie Watson

W Londynie pozostaniemy jeszcze przez dłuższą chwilę, a wspomniane miasto niejednokrotnie nas zaskoczy, serwując mocny twist na sam koniec pobytu. Dalsze węszenie zaprowadzi nas w kilka ciekawych i różnorodnych miejscówek, choć powstrzymam się od ich wymieniania, mimo że akurat ten aspekt rozwiązano we względnej zgodzie z materiałem źródłowym. W oryginał co prawda nie grałem, ale obecność tożsamych lokacji, to chyba największe do niego podobieństwo. Sherlock Holmes The Awakened idzie bowiem w kierunku odsłon wydanych w ciągu ostatniej dekady, co dla zdecydowanej większości graczy będzie rozwiązaniem na plus.

Mamy tu zatem nacisk na eksplorację różnej wielkości hubów, zbieranie dowodów i ustalanie ciągów przyczynowo-skutkowych. Łącząc konkretne wskazówki dochodzimy do jedynych słusznych konkluzji, co wiąże się z bodajże największą wadą Sherlock Holmes The Awakened. W zasadzie brak tu jakiejkolwiek zawartości opcjonalnej, a do rozwiązania konkretnego problemu każdorazowo musimy użyć wszystkich możliwych środków. Mimo licznych podpowiedzi ze strony gry niejednokrotnie krążyłem zagubiony, bo brakowało mi zbadania jednego elementu do sukcesu. Jeżeli jednak macie wprawne oko, to być może wspomniana dolegliwość was ominie.

Sherlock Holmes The Awakened

Zagadki i pogadanki

Tak naprawdę większość zagadek w Sherlock Holmes The Awakened została zaprojektowana bardzo sensownie, co ułatwia samodzielne przebrnięcie przez momenty tymczasowego zacięcia się. Podobny jest też schemat dochodzenia prawdy w odwiedzanych zakątkach. Mamy więc kilka pomniejszych tropów, które ostatecznie składają się w całą sekwencję. Każdy element układanki ma kilka hipotetycznych wariantów i cały szkopuł w tym, żeby rekonstrukcja zdarzeń trzymała się kupy. Wersja jest niestety tylko jedna i nie ma możliwości dojścia do błędnych wniosków, dlatego równie dobrze sprawdzi się tu metoda prób i błędów.

Czasem przyjdzie nam także skonfrontować dowody z postaciami niezależnymi. Podobnie jak w poprzednich odsłonach i tu sporządzamy swego rodzaju portrety napotkanych osób, oczywiście wszystko tylko w głowie Sherlocka. Każdorazowo, gdy gra podpowiada nam możliwość przeprowadzenia dialogu możemy być pewni, że wrócimy do poznanych już bohaterów i prawdopodobnie nie będziemy mieli zbyt wielkich problemów z wybraniem odpowiedniego rozmówcy. Tych jest bowiem w Sherlock Holmes The Awakened zaskakująco mało, przez co świat sprawia wrażenie pustego, nawet mimo sporej liczby detali. Co prawda krzątają się po nim też przypadkowi przechodnie, ale prócz okazjonalnej drobnej pomocy w lokalizacji bieżącego celu nie pełnią żadnej istotnej funkcji.

Sherlock Holmes The Awakened

Romans ze Switchem

Od jakiegoś czasu w Frogwares regularnie romansują z handheldem Nintendo i to widać. Po odpaleniu produkcji wita nas schludne, przejrzyste menu, a w trakcie zabawy niejednokrotnie docenimy skrojony idealnie pod mały ekran interfejs. Wyraźnie widać, że jest to dla twórców pełnoprawna platforma, co nie dziwi biorąc pod uwagę jak dobrze tego typu rozgrywka pasuje do przenośnych sprzętów. Dodam jeszcze, że w Sherlock Holmes The Awakened pogramy po polsku i jest to świetna wiadomość z uwagi na spore ilości różnorakich tekstów.

Sherlock Holmes The Awakened w wersji na Nintendo Switch nie jest też przesadnie brzydkim portem. Gorsze momenty się zdarzają, ale niektóre lokacje same w sobie mają urok i nie potrzebują do tego ostrych tekstur. Produkcja broni się natomiast całkiem niezłym oświetleniem, bogactwem z pozoru nieistotnych detali i klimatycznymi efektami cząsteczkowymi. Może nie wszystkie elementy otoczenia są wystarczająco czytelne, ale ewentualne trudności w tym zakresie można spokojnie rozwiązać. Gorzej sprawa wygląda z optymalizacją, przez co w większych miejscówkach będziemy musieli zadowolić się absolutnym minimum klatek zapewniających płynną rozgrywkę. Ogólnie grało mi się jednak całkiem przyjemnie i myślę, że przenośna edycja ma szansę znaleźć spore grono entuzjastów.

Sherlock Holmes The Awakened – werdykt

Sherlock Holmes The Awakened to interesująca, choć bardzo liniowa przygoda, która zabierze nas w kilka niezbyt oklepanych zakątków świata. Jestem też całkiem zadowolony z jakości portu na Nintendo Switch, choć decydując się na omawianą wersję nie unikniecie cięć graficznych i okazjonalnych spadków płynności. Osobiście doceniam jednak możliwość ogrania tytułu z poziomu handhelda.

Zrzuty ekranu: SwitchLite.pl

Kopię do testów udostępnił wydawca