Testujemy Shaolin vs Wutang

Na Switchu nie znajdziemy zbyt wielu bijatyk jeden na jednego. Fani gatunku z pewnością już dawno je wszystkie wymasterowali, a jakichś głośnych zapowiedzi w temacie nie widać. Brak dużych graczy stworzył zatem idealne warunki dla nieco mniejszej produkcji – przynajmniej w kwestii widocznych gołym okiem ograniczeń budżetowych. Mimo to Shaolin vs Wutang oferuje dość sporo zawartości i sięga po klimaty bliskie miłośnikom wschodnich sztuk walki. Brzmi jak materiał na porządną poprawnie wykonaną pozycję. Przyjrzyjmy się zatem, czy przenośny port daje radę.

shaolin vs wutang

Switch vs Shaolin vs Wutang

Zaoferowano nam standardowe do bólu tryby gry, bez takich atrakcji jak modna ostatnimi czasy namiastka kampanii fabularnej. Pozostaje więc odpalić Arcade i zmierzyć się z kolejnymi oponentami w serii pojedynków. Te przebiegają bardzo standardowo, nie ma co się rozpisywać. Postacie posługują się różnymi stylami walki i w zasadzie każdą gra się inaczej. Sprawia to, że wspomniany tryb można przechodzić nawet kilkanaście razy i za każdym mieć nieco inne wrażenia z zabawy. Autorzy nie poszli też na łatwiznę w kontekście liczby udostępnionych aren walk. Mamy tu jednak różnorodność jedynie wizualną – o jakichkolwiek interaktywnych elementach można zapomnieć. No cóż standardy troszkę się zmieniły, tu dostajemy mocno staroszkolne podejście do tematu.

Nie przeszkadza to przesadnie, bo w gruncie rzeczy rozgrywka wypada sympatycznie. Bez zbędnych udziwnień, czyste pojedynki. Niestety bywa trochę drewniana, a już namiastka wykończeń przeciwnika ukazuje naszym oczom przedziwną wręcz fizykę. To w zasadzie jedyny widoczny gołym okiem krok wstecz w stosunku do pierwotnych wydań. Ogólnie tytuł zdaje się dobrze czuć na Pstryczku. Na małym ekranie handhelda wszystko jest odpowiednio czytelne i nie ma najmniejszych problemów, aby natychmiastowo wskoczyć w skórę wybranego wojownika.

Grafika jest za to bardzo nierówna, a na jej wykonanie w dużej mierze wpływ ma aktualna miejscówka. Część z nich wygląda w porządku, głównie za sprawą fajnego oświetlenia. Inne wydały mi się zbyt surowe i nie porażały pięknem. W ogólnym rozrachunku tytuł nie prezentuje się źle, a oprawa audiowizualna spełnia swoje zadanie. Weźmy też pod uwagę, że pięć cali wiele wybacza. Bohaterom na pewno zabrakło trochę klatek animacji, ale sama rozgrywka nie ma problemu z płynnością. Zachowany został zatem dobry balans w kwestiach technicznych.

Shaolin vs Wutang – podsumowanie

Wschodnie sztuki walki w wersji budżetowej prezentują się naprawdę nieźle. Nierówna grafika i problemy z animacją postaci nie powinny nikogo zniechęcić, tym bardziej, że cena wydaje się bardzo atrakcyjna. Shaolin vs Wutang w wersji na Switcha może być więc całkiem kuszącą propozycją dla wygłodniałych fanów bijatyk posiadających handheld Nintendo.

Zrzuty ekranu: SwitchLite.pl

Kopię do testów dostarczył wydawcaGodSpeed Games