Nie jestem znawcą gier z gatunku shoot’em up, choć kilka takich tytułów miałem okazję ograć. O ile ta beztroska zabawa leży mi pięknie, tak już zwykle wyśrubowany poziom trudności znacznie mniej. Czasem jednak robię wyjątki i tym razem padło na Remote Life. Dość sugestywna warstwa wizualna w połączeniu z intrygującą nazwą sprawiły, że z marszu zachciałem położyć swoje łapska na tym tworze. Czy żałuję czasu spędzonego z wersją na Nintendo Switch? Poniżej krótko o moich wrażeniach.

Zdalny świat
W sumie to trochę współczuję autorowi, bo jednak słowo „remote” bywa w ostatnich latach mocno nadużywane. Może się zatem okazać, że produkcja będzie miała pod górkę, by zaistnieć w wynikach wyszukiwania. Jeżeli jednak tak sztuka się uda, to miłośnicy gatunku powinni natrafić na całkiem przyzwoitego reprezentanta. Samej konstrukcji zabawy w Remote Life w zasadzie nie trzeba opisywać – po prostu wskakujemy w aktualnie dostępny statek i przemy przed siebie starając się przeżyć. Pomoże w tym satysfakcjonujący arsenał, ale przydadzą się także dobre zdolności manualne, bo lawirowania między przeszkodami nie zabraknie. Gra stanowi wyzwanie nawet na najniższym poziomie trudności, a samo dobrnięcie do końca danej misji nie świadczy o sukcesie. Tam bowiem czeka szef lokacji i pobłażania nie będzie. W sumie poziomów mamy kilkanaście, więc pod względem zawartości jest naprawdę obficie.
Gorzej wypada toporny interfejs Remote Life. Pierwszy kontakt z omawianą propozycją to jakiś koszmar, a przebrnięcie przez poszczególne ekrany trwa zdecydowanie zbyt długo. Nie pomaga także mikroskopijna czcionka. W tym zamieszaniu można jednak znaleźć kilka przydatnych opcji, choćby wyłączyć efekty graficzne dla większej czytelności czy wydajności. Choć to drugie raczej nie było bezpośrednim celem, bo tytuł śmiga naprawdę żwawo. Ogólnie pod względem technicznym nie mam się do czego przyczepić, a takie sobie wrażenia z obsługi portu niekoniecznie są związane bezpośrednio z przenośną wersją. Nintendo Switch to być może nawet najlepsze miejsce, by sprawdzić Remote Life, choć przy dłuższych sesjach dłonie dostają w kość.

Remote Life – werdykt
Mogę śmiało wyodrębnić dwie grupy, którym Remote Life przypadnie do gustu. Będą to oczywiście fani gatunku shoot’em up, ale również miłośnicy dość sugestywnej, wręcz brutalnej oprawy. Radzę jednak nastawić się na fatalnie zaprojektowany interfejs, choć sam port na Nintendo Switch śmiga już całkiem żwawo.
Zrzuty ekranu: SwitchLite.pl
Kopię do testów udostępnił wydawca
Zobacz też: Redout: Space Assault