Czasem warto nieco cofnąć się w czasie i nadrobić zaległości na konsolce Nintendo Switch. Mimo sporej ilości tekstów popełnionych w poprzednim roku i tak ogrom ciekawych produkcji gdzieś mi umknął. Pumpkin Jack był jedną z nich, więc długo nie zastanawiałem się, by ograć wspomniany tytuł, gdy tylko pojawiła się okazja. Inna sprawa, że robiłem to równolegle ze świetnym portem Crash Bandicoot 4, co zdecydowanie nie pozostanie tu bez echa. Obie platformówki przeczołgały mnie na inne sposoby, bo jednak prezentują zdecydowanie odmienne podejście do gatunku. Zobaczmy zatem, czy nadal warto sięgnąć po przygody posępnego pana ze świecącą dynią w ramach głowy.

MediEvil: Pumpkin Edition
Nicolas Meyssonnier wykreował naprawdę fajny świat i przemierzanie kolejnych ulokowanych w nim miejscówek sprawia dużą przyjemność. Pozycja ujrzała światło dzienne tuż przed Halloween, co nie dziwi, bo całość spowita jest w półmroku. Poszczególne etapy różną się przede wszystkim paletą barw oraz charakterystycznymi obiektami, mam jednak wrażenie, że na dłuższą metę formuła mogłaby się przejść. Rozgrywka okazuje się jednak dość mocno skondensowana i zamyka w zaledwie sześciu średniej długości etapach. Paradoksalnie autor zafundował optymalny czas potrzebny na dotarcie do finału. Mimo dość różnorodnej rozgrywki recykling rozwiązań zaczął mi już solidnie doskwierać w końcówce, więc ostateczną batalię przyjąłem z entuzjazmem. Choć walki z szefami obnażają bardzo nierówny poziom trudności w Pumpkin Jack i są nieproporcjonalnie trudniejsze od reszty zmagań.
Każdy poziom opiera się na podobnym schemacie. Zaczynamy z bronią wyjściową, aby ostatecznie mieć ich w ekwipunku sześć podczas ostatniego segmentu. Głównie poskaczemy i uporamy się niezbyt silnymi przeciwnikami, którzy w grupie mogą nam jednak w miarę szybko zbić pasek zdrowia do zera. Margines błędu jest jednak spory, więc przechadzanie się po lokacjach było raczej komfortowe. Trzon zabawy urozmaicany jest w Pumpkin Jack licznymi minigierkami, gdzie wcielamy się w małą poruszającą się dynię i musimy działać według prostych schematów. Fajne. Podobnie jak sekwencje „jezdne” – pośmigamy m.in. na upiornym koniu czy weźmiemy udział w wyścigu z podchmielonymi rycerzami. Wszystko to składa się na przyjemny zestaw, aczkolwiek zabrakło tu nieco spójności.

Not so Unreal
W Pumpkin Jack gra się na Switchu bardzo sprawnie. Przemyślane sterowanie, dość duża czytelność wszystkich elementów, jeżeli już coś przeszkadza to bardziej kilka słabych pomysłów, niż jakość ich wdrożenia. Nie jest to największa produkcja, stąd nie dziwi brak nagranych kwestii dialogowych, a przy wyborze wersji językowej nie uświadczymy egzotycznych języków – po polsku nie pogramy. Do stworzenia tytułu użyty został Unreal Engine, ale mimo sympatycznego stylu graficznego zdecydowanie nie wydać tu mocy przywołanego narzędzia. Oprawa razi na kilometr ograniczonym budżetem, a duża powtarzalność assetów również nie działa na korzyść. Raczej nie kupiłbym Pumpkin Jack dla kwestii estetycznych. Trzeba jednak przyznać, że całość śmiga na handheldzie Nintendo raczej sprawnie.

Pumpkin Jack – werdykt
Od premiery Pumpkin Jack minęło już trochę czasu, więc obniżki wyjściowej, trochę zbyt wysokiej ceny powinny pojawiać się już regularnie. Wówczas warto rozważyć zakup wersji na Nintendo Switch i na pięć godzin utonąć w baśniowo-halloweenowych nierealiach. Na przenośnym sprzęcie gra się bowiem w ten tytuł naprawdę dobrze.
Zrzuty ekranu: SwitchLite.pl
Kopię do testów udostępnił wydawca – Headup Games