Testujemy Liberated

Intrygująca produkcja studia Atomic Wolf w końcu ujrzała światło dzienne, póki co wyłącznie na Switchu. Tym samym to jeden z ciekawszych tytułów third-party, które możemy obecnie sprawdzić jedynie na japońskiej konsolce. Płynne przechodzenie z okienek komiksowych do właściwej rozgrywki brzmiało bardzo kusząco i obiecywało pewną dozę innowacji. Do tego charakterystyczny wyprany z większości kolorów styl graficzny i ciekawe realia. Czy założenia Liberated nie brzmiały przypadkiem zbyt dobrze? W klimat wsiąka się błyskawicznie, a wspomniany wyżej zabieg estetyczny sprawdza się nawet nieźle. Opakowanie jest jednak znacznie bardziej atrakcyjne od samej rozgrywki, w której w zasadzie wszystko ociera się o sztampę.

liberated

Liberated – wyzwól swojego kciuka!

Przedstawiona historia jest naprawdę ciekawa i funduje nam splot perypetii kilku postaci. Całość podzielono na cztery numery komiksów, a każdy z nich oferuje inne lokacje i nieco odmienny styl zabawy. Oprócz bardzo nielicznych momentów, gdy gra zmusza nas do działania cichaczem sprawy załatwimy głównie przy użyciu giwer. Tych nie ma zbyt wiele, a szkoda, gdyż eksterminacja przeciwników daje niezdrową wręcz radochę. System celowania oparty na prawym analogu sprawdza się świetnie, choć pewnie inne zdanie będą miały wasze kciuki. Można im jednak dać odpocząć po około trzech godzinach, bo tyle zajmuje zaliczenie gry na standardowym poziomie trudności.

Z innych atrakcji należy wspomnieć o mało skomplikowanych zagadkach, prostych minigierkach i zbieractwie. Mózg raczej nikomu nie zapłonie od nadmiaru myślenia, ale brawa za dość sporą różnorodność w temacie. Ogólnie gra klimatem, szczególnie na początku, przypomina trochę świetne INSIDE, choć dzieło Playdead to jednak troszkę inna liga. Mimo oryginalnego sposobu prezentowania rozgrywki ją samą oparto na rozwiązaniach podpatrzonych gdzie indziej.

liberated

Można było gdybać, czy pod intrygującą powłoką znajdziemy tytuł ładny. Gdyby nie specyficzny filtr graficzny i ograniczony obszar wyświetlania prezentowałby się on pewnie bardzo przeciętnie. Wystarczy natomiast porzucić nadmierną skrupulatność i dostaniemy naprawdę przyzwoicie wykonaną produkcję, która nieźle współgra z komiksowymi scenkami. Jedyny większy zarzut to poruszana wyżej kwestia niewyświetlana obrazu na całym ekranie Pstryczka. Na handheldzie czuć było, że coś tu nie gra i trochę kładło komfort zabawy. Nie przeszkadzała w niej natomiast optymalizacja, za co autorom chwała.

Liberated – podsumowanie

Liberated to kolejna udana polska produkcja, która trafia na Switcha. Zamysł z interaktywnym komiksem wypadł nieźle, a sam projekt świata zachęca by oddać się nieco oklepanej rozgrywce właściwej. Do tego niecodzienne zakończenie i duże pole do popisu jeśli chodzi o dodawanie kolejnych rozdziałów. Niestety bardzo krótki czas potrzebny na przejście każe zastanowić się przed wyłożeniem pełnej kwoty.

liberated

Zrzuty ekranu: Switchlite.pl