Testujemy Kill It With Fire

Znacie osoby, które momentalnie tracą pewność siebie przy dostrzeżeniu choćby małego, zupełnie niegroźnego pająka? O nierównej walce z tym przeciwnikiem można by pisać poematy, choć tak naprawdę rzadko kiedy przyjmuje ona racjonalny charakter. Casey Donnellan wpadł więc na pomysł, aby z arachnofobii uczynić podłoże dla swojej produkcji. Kill It With Fire pozwala zatem rozprawić się z powszechnie znienawidzonym gatunkiem przy użyciu najróżniejszych narzędzi zagłady, siejąc przy okazji niczym nieuzasadniony chaos. Jeden z ciekawszych zeszłorocznych indyków trafia wreszcie na Nintendo Switch, a ja nie omieszkałem sprawdzić, jak prezentuje się przenośna wersja.

kill it with fire

Pajęcza hegemonia

Zabawa rozpoczyna się bardzo niewinnie. Za zadanie mamy pozbyć się śmigającego po domu pająka i przy okazji uczymy się podstawowych założeń gry. Liczba osobników do eksterminacji zaczyna wzrastać lawinowo, a my zaglądniemy w wiele ciekawie zaprojektowanych miejscówek, posiłkując się przy okazji całkiem pokaźnym arsenałem. Trzon rozgrywki w Kill It With Fire stanowi właśnie ubijanie przywołanego plugastwa i to właśnie konkretna ilość unicestwień otwiera drogę do dalszych segmentów danego poziomu. Oprócz tego autor przygotował masę opcjonalnych celów, które nieco urozmaicają buszowanie po planszach oraz wydłużają czas niezbędny na ukończenie tytułu. Ma to sens, bo rozgrywka nie jest przesadnie długa.

W jej trakcie odwiedzimy naprawdę zróżnicowane lokacje, co ciekawe całkiem zgrabnie łączą się one w jedną całość. Dzięki temu istnieje duże prawdopodobieństwo, że z tytułem uporamy się przy jednym posiedzeniu. Na pewno pomoże w tym frajda, jaka wylewa się z ekranu. Przynajmniej przez większość czasu, bo końcówka wydała mi się nieco przekombinowana. W każdym razie mnogość sposobów na walkę w Kill It With Fire pozytywnie zaskakuje, a wszechobecną groteskę potęguje fakt, że pajęcze zastępy nie są w stanie wyrządzić nam żadnej krzywdy. Wszystko to czyni omawianą produkcję niezwykle relaksującą. Choć pewnie nie wszyscy podzielą moje zdanie…

kill it with fire

Trochę na oślep

Po odpaleniu Kill It With Fire można pomyśleć, że to gra skrojona pod Nintendo Switch. Wszystko jest odpowiednio czytelne, sterowanie wypada bardzo intuicyjnie i ogólnie nie ma najmniejszych problemów z obsługą amerykańskiej pozycji. Po cichu liczyłem na obecność rodzimej wersji językowej, więc na wszelki wypadek rozwieję wszelkie wątpliwości – po polsku nie pogramy.

Kill It With Fire nie wygląda najgorszej, choć gdzieś już widziałem te charakterystyczne bryłowate obiekty. Niejednokrotnie. Muszę przyznać, że trochę przejadło mi się oglądanie co drugiej niezależnej produkcji wykonanej w podobnym stylu dzięki assetom z Unity. Niemniej w tym przypadku ułożono je w zgrabną całość, a i użyte efekty robią dobre wrażenie. Wszystko to składa się na przyjemną oprawę, która pasuje do charakteru zabawy. Niestety w wielu momentach nie będzie ona przesadnie płynna – szczególnie większe plansze cierpią na słabą optymalizację. Trochę to psuje pozytywny obraz, ale w żadnym wypadku nie rezygnowałbym z tak ciekawego indyka ze względu na techniczne mankamenty.

kill it with fire

Kill It With Fire – werdykt

Kill It With Fire to moim skromnym zdaniem jeden z ciekawszych indyków, jakie w ostatnim czasie pojawiły się na Nintendo Switch. Eksterminacja pająków okazuje się niezwykle przyjemna, a sama rozgrywka, mimo powtarzalnego charakteru, bawi do samego końca. Nie jest to niestety najlepiej zoptymalizowany tytuł, choć zdecydowanie warto przymknąć na to oko.

Zrzuty ekranu: SwitchLite.pl

Kopię do testów udostępnił wydawca – tinyBuild Games

Zobacz też: Hellpoint | Secret Neighbor