Testujemy Invirium

Nastała moda na ratowanie przed patogenami także wirtualnych światów. Nie do końca rozumiem zasadność takich tytułów, gdyż realna pandemia jest już wystarczająco uciążliwa. Fajnie jednak, że niektórzy twórcy podchodzą do tematu w ciekawy sposób, przekuwając nośną tematykę w całkiem grywalną produkcję o zabarwieniu edukacyjnym. Invirium to bowiem roguelike z prawdziwego zdarzenia, który dzieje się dla odmiany we wnętrzu ludzkiego ciała. Dostajemy zatem unikalną szansę wcielenia się w krwinkę i skopania tyłka wszelkim drobnoustrojom czy wirusom, jednocześnie stając przed całkiem porządnym wyzwaniem. Warto je podjąć?

Invirium nikogo nie porazi ilością zawartością. W testowanej wersji dostępny był w sumie jeden tryb, na który składało się kilka lokacji – w tej roli narządy do wyleczenia. Zabawa polega na przemierzaniu ukrwionych korytarzy, eksterminacji mniejszych zagrożeń i ostatecznie dotarciu do szefa danej miejscówki. Kontrolowany przez nas leukocyt potrafi się co prawda bronić, lecz bardzo niemrawo. Pierwsze chwile z polską propozycją z pewnością nie pozwolą poczuć się przesadnie pewnie, jednak mozolne przedzieranie się przez korytarze i gromadzenie punktów doświadczenia szybko przyniesie wymierne korzyści. Krwinkę możemy bowiem rozwijać i przy odpowiedniej sile ataku oraz wytrzymałości brnięcie do przodu staje się coraz łatwiejsze i daje ogromną satysfakcję. Sprawę ułatwiają także liczne wspomagacze – warto poeksperymentować, by znaleźć najlepsze rozwiązanie dla swojego stylu gry. Szczególnie, że śmierć jest permanentna, a o fałszywy krok tu raczej łatwo.

invirium

Technicznie Invirium wypada dobrze. Mam jednak lekkie zastrzeżenia do nawigacji po menu – w moim wypadku okazało się ono mało responsywne i nie do końca intuicyjne. Sama obsługa tytułu nie sprawia większych problemów, choć z uwagi na konieczność ważenia ruchów lepiej się wcześniej zaprzyjaźnić ze sterowaniem. Duży plus za obecność polskiej wersji językowej – edukacyjny wydźwięk produkcji sprawia, że śmiało można odpalić ją najmłodszym. Tym bardziej, że grafika jest kolorowa, a wszelkie potencjalnie nieładne rzeczy wewnątrz naszego ciała zostały przedstawione bardzo symbolicznie. Osobiście oprawa mnie nie zachwyciła, preferuję zdecydowanie inne doznania wizualne, swoją rolę powinna jednak spełnić. Tym bardziej, że wszystko śmiga bardzo płynnie, nawet przy zadymie w trakcie starcia z szefem. Są produkcje, które nie miały tyle szczęścia…

Invirium – werdykt

Invirium może sprawdzić się w przypadku młodszych odbiorców, o ile dadzą sobie radę z wysokim poziomem wyzwania. Zabawa na Nintendo Switch jest bardzo płynna, a kolorowa grafika zachęca do dalszej eksploracji. Wyjadacze mogą się jednak bardzo szybko odbić, bo zaproponowana tematyka prawdopodobnie do nich nie trafi.

Zrzuty ekranu: SwitchLite.pl

Kopię do testów udostępnił wydawca