Jeden celny strzał. Tyle wystarczy, by wygrać rundkę w Hot Shot Burn. Szybkie zmagania nastawione na rozgrywkę wieloosobową spodobały się dość mocno graczom pecetowym nieco ponad rok temu. Teraz do debiutu przygotowuje się wersja przenośna. Gatunek specyficzny jak na standardy konsol Nintendo, bo arenowa eksterminacja od zawsze była domeną nieco bardziej zaawansowanych maszyn do pisania. Czas jednak porzucić jakiekolwiek szufladkowanie i sprawdzić, czy omawiana pozycja ma szansę na pomyślny atak na Switcha. O ile sama gra powinna nadal bawić, to już z jakością portów bywa różnie. Jak jest tym razem?

Hot buttons
Sukces edycji na Pstryczka zależy przede wszystkim od popremierowego obłożenia serwerów. Póki co pozostaje skupić się na tym jak wypada zabawa lokalna. Na planszy może rywalizować maksymalnie czwórka śmiałków, choć przy braku kanapowych kompanów, tudzież dodatkowych kontrolerów możemy posiłkować się sztuczną inteligencją. W parze z likwidacją przeciwników idą punkty, a po przekroczeniu ich odpowiedniego pułapu pozostaje przypieczętowanie zwycięstwa w ostatecznym starciu. Reguły nie są więc przesadnie skomplikowane, a próg wejścia w zasadzie nie istnieje.
Za udział w kolejnych meczykach odblokujemy nowe postaci, ich skórki, mutatory rozgrywki oraz świeżutkie areny. Szczególnie tych ostatnich jest naprawdę sporo, stąd syndrom jeszcze jednej partyjki to pewnik. Ogólnie na nudę nie ma co narzekać, bo każdym bohaterem gra się nieco inaczej, głównie ze względu na unikalną umiejętność specjalną i odmienny sposób prowadzenia ognia. Biorąc udział w starciach możemy poczuć się jak uczestnicy telewizyjnego show, a wydarzenia na ekranie komentowane są na bieżąco przez spikera. Ten niestety nie przemawia w rodzimym języku, choć obecność polskich napisów należy uznać za plus.
Ciężko się przyczepić do wykonania portu. Wszystko zdaje się być na swoim miejscu, nie ma żadnych problemów z brakiem czytelności czy obłożeniem przycisków. A te płoną, bo przecież akcja jest tutaj niezwykle wartka. Sam tytuł jest naprawdę ładny i wygląda zacnie na małym ekranie wychudzonego Switcha. Niezłe udźwiękowienie tylko potęguje dobre wrażenia. Postawiono tu na dwa wymiary, stąd można było oczekiwać bardzo płynnej rozgrywki i dokładnie tak mają się rzeczy na sprzęcie Nintendo.

Hot Shot Burn – podsumowanie
Przenośna wersja Hot Shot Burn to bardzo dobry port naprawdę wartej uwagi gry. Założenia może nie wyglądają zbyt pasjonująco na papierze, ale wystarczy kilka partyjek, by wsiąknąć tu na dobre. Obawy rodzi jedynie kwestia żywotności, bo o popularność w sieci może być trudno, a zmagania lokalne znudzą się po kilku satysfakcjonujących godzinach.
Zrzuty ekranu: SwitchLite.pl
Kopię do testów dostarczył wydawca i producent przenośnego portu – Forever Entertainment
Zobacz też: Ultimate Fishing Simulator