Łapanie stopa wydaje się bardzo wdzięcznym tematem do stworzenia symulatora. W związku z tym dziwi brak zainteresowania przywołanym motywem wśród polskich spółek lubujących się w machinalnym zapowiadaniu gier o wszystkim. Pomysł na wykorzystanie mechaniki autostopowicza zrodził się natomiast u twórców z Mad About Pandas, choć sama produkcja na pierwszy rzut oka wydaje się być czymś nieco innym. Hitchhiker trafia na Nintendo Switch po wcześniejszym debiucie w Apple Arcade i stara się przykuć uwagę intrygującym pomysłem na rozgrywkę. Czy warto tu wsiąknąć?

Autostop, autostop…
Bohatera Hitchhiker poznajemy w momencie, gdy na siedzeniu pasażera mknie przez amerykańskie pustkowia. Kierowcy nie zna, a przynajmniej tak mu się wydaje, bo cierpi na bardzo oklepane problemy z pamięcią. Trosk ma z resztą więcej, bo głowa ewidentnie płata mu figle, serwując przy okazji graczowi bardzo pokręconą historię. Sama opowieść toczy się niejako obok nas, gdyż w żadnym momencie nie otrzymamy możliwości swobodnego poruszania się. Przebywanie kolejnych mil ma tu jednak niebagatelne znaczenia, ale droga ta jest zdecydowanie mniej interaktywna niż choćby w Road to Guangdong. Głównie rozglądamy się po aucie czy wypatrujemy kluczowych elementów za oknem, wchodząc sporadycznie w interakcje z przedmiotami. Natomiast czasem trafi się jakaś zagadka, a nawet chwila oddechu od przebywania w ciągłym ruchu.
Trzon Hitchhiker stanowią jednak przejażdżki oraz relacje z naszymi szoferami. W sumie przewieziemy tyłek w pięciu autach, każdorazowo podziwiając za oknem inne widoki. Co prawda nic nadzwyczajnego tam nie zobaczymy, bo trasy oparte są o stosunkowo proste pętle, ale i tak warto to odnotować. Rozgrywki nie starczy jednak na zbyt długo, co trochę rozczarowuje w świetle zaproponowanej ceny. Z drugiej strony gameplay bywa na tyle szczątkowy, że na dłuższą metę mógłby po prostu zanudzić.

Puste pustkowia
Hitchhiker oparto głównie o dialogi, stąd z przyjemnością oznajmiam, że wszystkie kwestie zostały udźwiękowione. W dodatku historię bez problemu mogą chłonąć rodzimi gracze, gdyż dzięki obecności lokalizacji zagramy po polsku! Dodajmy do tego możliwość zmiany rozmiaru czcionki i otrzymujemy produkt, który teoretycznie może się nieźle przyjąć na naszym rynku. Z innych kwestii nie można pominąć opcji zmiany czułości ruchu kamery, co okazuje się nieocenione w grze, w której głównie się rozglądamy. Swobodę mamy zatem mocno ograniczoną, niemniej sam port stoi na wysokim poziomie.
Grafika nie przypadła mi do gustu, choć swoją rolę spełnia. Kreuje wiarygodny świat, przynajmniej do momentu wprowadzenia wątków mistycznych. Klimat utrzymuje także warstwa audio, o którą oparto również część nielicznie występujących zagadek. Zupełnie nie mogę się przyczepić do optymalizacji, gdyż w żadnym momencie nie było problemów z płynnością animacji – świetna robota! Pozostaje tylko westchnąć z niedosytem, że intrygujący motyw autostopowicza stał się zaledwie tłem, a zwiedzane zakątki są przeraźliwie puste i niczym nie zaskakują.

Hitchhiker – werdykt
W Hitchhiker widziałem naprawdę spory potencjał, ale szczątkowa interaktywność produkcji trochę ostudziła mój zapał. Tematycznie jest to jedna z ciekawszych pozycji, która wjechała na Nintendo Switch w ostatnim czasie, ale zbyt duże nastawienie na narrację sprawia, że tak naprawdę niewiele tu się dzieje. Opowieść kończy się też zdecydowanie zbyt szybko, nie uzasadniając jednocześnie stosunkowo wysokiej ceny. Warto jednak mieć ten tytuł na oku przy okazji licznych wyprzedaży.
Zrzuty ekranu: SwitchLite.pl
Kopię do testów udostępnił wydawca