Testujemy Her Majesty’s Ship

Początek września okazał się niezwykle sprzyjający dla miłośników morskich klimatów. Dostaliśmy wtedy Under the Jolly Roger, czyli niezłą inspirację leciwym Black Flag oraz ogromną dawkę humoru w polskim Here Be Dragons. W przeciwieństwie do tamtych tytułów propozycja Every Single Soldier stąpa twardo po ziemi i odcina się od jakichkolwiek legend. W Her Majesty’s Ship otrzymujemy zatem możliwość zasmakowania osiemnastowiecznych realiów i przyjrzenia się ówczesnej hierarchii w brytyjskiej marynarce wojennej. Wszystko oczywiście w dość niewielkiej skali, ale wystarczającej, by zainteresować domorosłych strategów. Pytanie tylko, czy znajdzie się ich wystarczająco dużo, aby tytuł przebił się w eShopie. Wejdźmy zatem na pokład i zweryfikujemy wszelkie wątpliwości.

her majesty ship

W służbie Jej Królewskiej Mości

Naszą przygodę naprawdę warto rozpocząć od samouczka. Bez niego można dość łatwo pogubić się w przygotowanych przez twórców mechanizmach. O ile sama gra nie grzeszy zawartością, to już od pierwszych chwil wymaga od odbiorcy pewnej dozy zaangażowania. Rozgrywka toczy się tu bowiem na dwóch płaszczyznach. Przede wszystkim musimy zadbać o cele przyziemne, czyli odpowiedni balans w obrębie naszej łajby. Mamy tu takie wskaźniki jak kondycja statku czy morale załogi. Do tego dochodzi odpowiednie gospodarowanie surowcami, bo bez nich ferajna szybko zacznie się wykruszać. Odpowiednio dopieszczona kadra przy jednoczesnym zapewnieniu siły ognia to kluczowe elementy, aby myśleć o realizowaniu szerszych aspiracji.

Dopiero wtedy możemy zawracać sobie głowę ambicjonalnymi zapędami i piąć się po szczeblach aż do zostania admirałem floty. Czas więc wciągnąć kotwicę i ruszyć na szerokie wody. Mapka nie poraża rozmiarem ani mnogością stawianych przed nami okazji. Mamy więc pokaźną ilość wody i szereg mniejszych i większych wysepek. Warto dodać, że po obraniu kursu nadal możemy, a nawet musimy doglądać statku. Aż przykro wtedy spoglądać na animację niby poruszającego się okrętu. Gdy już dojdzie do starcia z przeciwnikiem również nie ma co liczyć na przesadną finezję. Kilka salw i po krzyku. Rezultat potyczki zależy bowiem wyłącznie od statystyk, a raczej posiadanych zasobów, walki nie przebiegają w sposób interaktywny.

her majesty ship

A jak się w to gra na małej konsolce? Port nie sprawia większych problemów, więc dosyć dobrze. Interfejs nie przytłacza, mimo wielu aspektów do ogarnięcia, a sterowanie rozwiązano przyzwoicie. Zabawa jest też odpowiednio płynna i trzyma satysfakcjonującą ilość klatek przez cały czas. Natomiast w stosunku do pierwowzoru tytuł wyraźnie oszpecono. Na grafikę da się co prawda patrzeć bez obrzydzenia i czasem pomaga jej oświetlenie, ale i tak przydałby się gruntowny lifting po premierze. Choć strzelam, że osobom zainteresowanym tematem uboga oprawa nie będzie w niczym przeszkadzać.

Her Majesty’s Ship – podsumowanie

Dobra produkcja z komputerów osobistych doczekała się równie dobrej konwersji. Her Majesty’s Ship porwie wyłącznie największych fanów tematu, ale przygotowany port nie przeszkodzi im w cieszeniu się tytułem na Switchu. Do szerszego grona odbiorców przebić się będzie jednak bardzo trudno.

Zrzuty ekranu: SwitchLite.pl

Kopię do testów dostarczył wydawcaUltimate Games