Zagorzali zwolennicy rozgrywki typu ‘soulslike’ toczą zapewne właśnie boje o swój egzemplarz PS5 i możliwość zagrania w odświeżoną wersję Demon’s Souls. Natomiast wszyscy chętni, by schować swój ulubiony gatunek do kieszeni nie mają szans na tego typu rarytasy. Na Nintendo Switch alternatyw zbyt nie znajdziemy, a jeden remaster Dark Souls wiosny nie czyni. Pomocną dłoń wyciągają autorzy Hellpoint, choć ze sporą obsuwą w stosunku do pozostałych konsol. Jak sprawdza się ten umiarkowanie przyjęty tytuł na małym ekranie?

Piekło w kosmosie
Stacja kosmiczna zdominowana przez różnego rodzaju stwory? Brzmi znajomo! O ile same lokacje na ogół przywitają nas raczej chłodno, tak przeciwnicy z pewnością urwali się z piekielnych czeluści. Bać się jednak nie będziemy, a otoczkę można nazwać co najwyżej niepokojącą. Właśnie w takich okolicznościach chwycimy za oręż i zginiemy wielokrotnie próbując ulepszyć statystyki i dostać się do kolejnych miejscówek. Hellpoint nie obchodzi się z graczem łagodnie i często zaznamy goryczy porażki. Ta cofa nas do nielicznie rozsianych punktów kontrolnych i nakazuje powrót w miejsce zgonu, by odzyskać utracone aksjony. Bez nich możemy zapomnieć o rozwoju, a ten stanowi kluczowy element zabawy.
Hellpoint oparto na schematach i próżno tu szukać fascynującej przygody. Radochę ma dawać samo przemierzanie bliźniaczo podobnych segmentów i stopniowe budowanie formy przed starciem z lokalnym szefem. Tego typu starcia zawsze elektryzowały i nie inaczej jest tutaj. Nie należy jednak zapominać, że mamy styczność z erpegiem, stąd opcjonalnych sposobów na realizację celu nie zabraknie. Wszystko to z pozostawiającą więcej pytań niż odpowiedzi historią w tle.

Port z piekła rodem
Czas na najważniejszą kwestię – jak gra się w Hellpoint na Nintendo Switch? Pierwsze wrażenie nie jest niestety zbyt dobre. Twórcy portu wrzucili tutaj mikroskopijną czcionkę, przez co nawigacja po menu czy ekranie ekwipunku nieprzesadnie rajcuje. Jeżeli zaakceptujemy wspomnianą niedogodność, to sama gra okazuje się jak najbardziej czytelna i nie ma problemu z jej obsługą. Sterowanie również nie sprawia kłopotów – na tym polu wyszedł standard. Muszę jednak przyczepić się do braku polskiej wersji językowej – w tego typu produkcji na pewno poszerzyłaby grono potencjalnych odbiorców.
Przenośna wersja Hellpoint wypada bardzo nierówno pod względem oprawy. Niektóre widoczki mogą się podobać, nawet jeśli obiektywnie zbyt piękne nie są – stylistyka tytułu wyraźnie uderza w posępne tony. Zdecydowanie częściej grafika prezentuje się bardzo przeciętnie i stanowi tło, na które nie zwraca się uwagi. Szkoda, że równie obojętnie nie sposób przejść obok optymalizacji – mimo znacznego przesunięcia premiery spadki animacji są częste. Czy uniemożliwiają one zabawę? Raczej nie, choć komfort wyraźnie leci w dół.

Hellpoint – werdykt
Przenośny port Hellpoint zainteresuje głównie wyposzczonych fanów gatunku „soulslike”. Wygląda i działa przeciętnie, ale z drugiej strony na Nintendo Switch nie znajdziemy zbyt wielu podobnych pozycji. Z pewnością polska wersja językowa mogłaby przynieść tytułowi większą popularność w naszym kraju, obecnie skazana jest raczej na w miarę szybkie zapomnienie.
Zrzuty ekranu: SwitchLite.pl
Kopię do testów udostępnił wydawca – tinyBuild
Zobacz też: Party Hard 2