Jeżeli w ramach jednej produkcji autorzy łączą rozwiązania z kilku gatunków, to możemy otrzymać jeden z dwóch efektów. Albo dostaniemy udaną hybrydę w stylu wielokrotnie chwalonego przeze mnie Chicken Police, albo potworka, gdzie poszczególne elementy za nic w świecie do siebie nie pasują. Heaven’s Vault bliżej niestety tej drugiej opcji, choć problemy z integralnością nie przekreślają całkowicie tytułu. Zapraszam po szczegóły w oparciu o wersję na Nintendo Switch.

Niebiańskości brak
Trzon rozgrywki w Heaven’s Vault nawiązuje do wcześniejszego dorobku twórców, jednak tym razem tekst na ekranie serwowany jest dość oszczędnie. Większe znaczenie ma z kolei świat, po którym możemy się mniej lub bardziej swobodnie poruszać. Poszczególne lokacje połączone są osobliwą siecią kosmicznych „rzek”, a przemierzymy je za sterami tutejszej odmiany łajby. Sam proces przemieszczania się między kolejnymi miejscówkami wydał mi się całkowicie zbędny – w trakcie podróży nie ma na czym zawiesić oka, a dryfowanie zwyczajnie pozbawione jest mocy. Na szczęście do kluczowych miejsc dla popchnięcia fabuły często możemy się po prostu przenieść.
Z pewnością jest po czym podreptać. Tereny nie porażają jednak rozmiarem, są do bólu korytarzowe, a nasza postać porusza się po nich niezbyt płynnie. Zarówno bohaterka, jej mechaniczny towarzysz, jak i spotykane w trakcie przygody postaci przedstawione zostały w formie dwuwymiarowych makiet, co również przesadnie świetnego wrażenia nie robi. Rzekłbym dodatkowo, że płaska tekstura oddaje też niezbyt ambitną strukturę dialogów, gdyby nie jeden podstawowy wyróżnik. Jako lingwistyczny freak po prostu nie mogłem nie docenić systemu rozszyfrowywania glifów. Co jakiś czas natkniemy się bowiem na prastare znaleziska zawierające wspomniane znaki – naszym zadaniem jest każdorazowe układanie logicznych sekwencji językowych, następnie korzystanie z nich przy kolejnych zagadkach. Ten aspekt wraz z wagą podejmowanych decyzji czyni z Heaven’s Vault grę z dużym potencjałem do wielokrotnego zaliczania. Bomba!

Porządne rzemiosło
O ile ciężko mi jednoznacznie okrzyknąć Heaven’s Vault grą godną polecenia, to nie miałem większych problemów konkretnie z wersją na Nintendo Switch. Wszystko jest na swoim miejscu – od czytelnego interfejsu i napisów po dobrze rozwiązane sterowanie. Warto mieć jednak na uwadze, że tytuł kładzie duży nacisk na opowiadaną historię, może nie w stopniu typowego przedstawiciela gatunku visual novel, ale mimo wszystko to ważny element. Szkoda zatem, że o polskich napisach można jedynie pomarzyć.
Jeżeli chodzi o oprawę, to na pewno większą sympatią darzyłem warstwę audio. Styl graficzny nie przypadł mi do gustu, połączenie bardzo oszczędnego trójwymiaru oraz płaskich bohaterów najzwyczajniej wygląda dziwnie. Choć niektóre zakątki były naprawdę urokliwe. Heaven’s Vault sili się na bycie mainstreamową przygodówką i w efekcie wygląda trochę karykaturalnie. Wszystkich zwolenników takiej formy ucieszy jednak informacja o bardzo poprawnej optymalizaji. Chociaż tyle.

Heaven’s Vault – werdykt
Heaven’s Vault z pewnością nie jest produkcją złą, co najwyżej dziwną. Jeżeli jednak gustujecie w tytułach, w których ewidentnie coś nie gra, to wykonanie portu na Nintendo Switch pomoże wam w doznaniu tej przygody. Mam jednak nieodparte wrażenie, że gdyby wyciąć z niej mechanikę rozszyfrowania lokalnego języka, otrzymalibyśmy przeciętniaka.
Zrzuty ekranu: SwitchLite.pl
Kopię do testów dostarczył wydawca – inkle