O El Hijo słyszałem sporo dobrego jeszcze przed premierą na platformie Steam, co nie zdarza się przesadnie często w przypadku niewielkich gier niezależnych. Obecnie coraz ciężej wyłuskać interesujące tytuły z minimalistyczną oprawą i ciekawym pomysłem na rozgrywkę, bo konkurencja na tym polu zrobiła się ogromna. Co prawda produkcja Honig Studios nieprzesadnie się wyróżnia pod względem użytych mechanizmów, ale urocza stylistyka zdecydowanie zwraca na siebie uwagę. Na meksykańskie pustkowia trafiamy bowiem niezbyt często, a jeszcze rzadziej przychodzi się po nich skradać. Sprawdźmy zatem, czy warto sięgnąć po przenośny port, bo niemiecka propozycja zdaje się wręcz skrojona pod Nintendo Switch.

My cisi, wokół mnisi
Rozgrywka w El Hijo przebiega pacyfistycznie, bo też pokierujemy tu przede wszystkim kilkuletnim chłopce. Po krótkim prologu i zawiłościach fabularnych z nim związanych trafiamy do opactwa, z którego będziemy chcieli w miarę sprawnie czmychnąć. To oczywiście jedno z wielu miejsc, które przyjdzie nam zwiedzić. Bogactwo użytych lokacji zdecydowanie zaskakuje na plus, więc widoczki nie zdążą nam spowszednieć w czasie kilkudziesięciu średniej długości poziomów. Przemierzając je okazjonalnie wcielimy się także w matkę brzdąca, co dodatkowo urozmaica zabawę i wprowadza do niej nowe rozwiązania. Tych ogólnie odnotowałem optymalną ilość – na tyle dużo, aby nie odczuwać znużenia, jednak nikt nie powinien się pogubić.
Skradania w El Hijo będzie sporo, można było zatem oczekiwać dopieszczenia tego elementu. Na ogół działa on poprawnie, jednak sporo sekwencji zdecydowanie lepiej przejść w biegu, licząc trochę na łut szczęścia. Przy gęsto rozłożonych punktach kontrolnych skuchy nie bywają przesadnie bolesne, choć trzeba uważać żeby nie natrafić na jakiś błąd techniczny – wtedy pozostanie rozpoczęcie planszy od początku, bo opcji rozpoczęcia od ostatniego checkpointa autorzy nie przewidzieli. Nie sądzę jednak by były to problemy bezpośrednio związane z jakością portu.

Przenośna wersja wypada natomiast zdecydowanie zadowalająco. Sterowanie nie sprawia większych problemów, wszystkie elementy są wystarczająco czytelne, a mały ekran konsoli dodatkowo podbija urok bijący od produkcji. Czy to równoznaczne z ładną oprawą? Postawiono na stylizowaną, nieco kreskówkową grafikę, więc ciężko mówić o wodotryskach. Niemniej nikt nie powinien narzekać na wrażenia wizualne. Tym bardziej, że optymalizacja wypada bardzo dobrze. Co ciekawe w El Hijo zagramy po polsku – tekstu nie ma zbyt wiele, ale to zdecydowanie fakt warty odnotowania.
El Hijo – werdykt
El Hijo to kolejny ciekawy indyk w portfolio wydawniczym HandyGames. Po świetnym Chicken Police kontynuują swoją dobrą passę na Nintendo Switch. Osadzona gdzieś w spalonym słońcem Meksyku skradanka nie jest może niczym odkrywczym, ale entuzjastom gatunku dostarczy sporo różnorodnej zabawy.
Zrzuty ekranu: SwitchLite.pl
Kopię do testów udostępnił wydawca