Czy da się zrobić dobrą grę fabularną z kutrem rybackim w roli głównej? Jeżeli ów środek transportu wrzucimy na niespokojne wody archipelagu skrywającego mroczne tajemnice, to nic nie stoi na przeszkodzie! DREDGE jest chyba jedną z bardziej niepozornych nie pierwszy rzut oka produkcji, które potrafią wessać w swój świat i solidnie zaskoczyć. Sprawdźmy zatem jak prezentuje się wersja na Nintendo Switch.

To miał być zwykły, nudny dzień
Dzień jak co dzień – po pobudce wczesnym rankiem czas przygotować do drogi mobilne stanowisko rybołówcze i wyruszyć na otwarte wody. Dług do spłacenia, trzeba więc spiąć tyłek i zadbać o załadowanie pokładu jak największą ilością dorodnych okazów. Tak mniej więcej prezentuje się początek zabawy w DREDGE, gdzie w ciągu dnia staramy się wyłowić optymalną liczbę cennych owoców morza i przed zmrokiem zawinąć do portu. To oczywiście tylko wyjściowa rutyna, bo z czasem rozwiniemy zarówno sam kuter, jak i sprzęt do połowu, co pozwoli przeżyć niezapomniane przygody w trakcie dalszych eskapad.
Aby tak się stało musimy wykonywać zadania zlecane przez mieszkańców odwiedzanych wysp i mieć baczenie na punkty rozwoju, które warunkują dostęp do nowych elementów. Odpowiednie wyposażenie pozwoli na łapanie wyjątkowych gatunków pływających stworzeń, całkiem sporo wartych dodajmy. Ich sprzedaż zdecydowanie przyśpieszy gromadzenie środków pieniężnych, będących w DREDGE podstawą do osiągania kolejnych celów. A jak wygląda sam połów? Praktycznie nie da się przeoczyć miejsc zdatnych do zarzucenia sieci, a sam proces pozyskiwania zdobyczy rozwiązano w postaci różnych minigierek opartych na refleksie.
Rozgrywka w DREDGE bazuje też na jak najlepszym gospodarowaniu czasem w trakcie dnia i unikaniu podróży nocą. Świat najeżony jest bowiem niebezpieczeństwami, a nasz kuter zdaje się być kruchy niczym współczesne sprzęty elektroniczne. Muszę przyznać, że przemierzanie wód sprawia ogromną przyjemność i wyzwala rzadko odczuwaną u mnie dozę ekscytacji. Duża w tym zasługa sporej różnorodności napotykanych miejscówek, co dodatkowo zachęca do uważnej eksploracji.

Techniczne cudo
Często jednak dobre gry bywają niszczone przez słabe porty. Na szczęście DREDGE na Nintendo Switch nie traci przesadnie dużo, wręcz przeciwnie. Zacznę jednak od potencjalnych problemów: interfejs sam w sobie nie wypada źle, ale zdecydowanie gorzej sprawdza się niewielkich rozmiarów czcionka. Zarówno w menu, jak i w trakcie rozgrywki właściwej produkcja atakuje nas stanowczo zbyt małymi napisami, w dodatku możemy zapomnieć o ich rodzimej wersji.
Znacznie lepiej prezentuje się oprawa audiowizualna DREDGE. Świetnie oświetlona stylizowana grafika w stylu Windbound sprawia, że pierwsze odpalenie tytułu okazuje się niezwykle przyjemne. To również sygnał, że zdolny deweloper wciąż jest w stanie wycisnąć sporo z Nintendo Switch i prawdopodobnie czeka nas jeszcze niejedna urokliwa produkcja na japońskim handheldzie. Jak przystało na opowieść osadzoną w morskich klimatach możemy też liczyć na nastrojową warstwę dźwiękową, która umila nasze wojaże. Całość działa świetnie i nie zdziwię się, jeśli właśnie przenośna edycja odniesie spory sukces sprzedażowy.

DREDGE – werdykt
Klimatyczny symulator kutra rybackiego? DREDGE to zdecydowanie więcej, a Nintendo Switch, z uwagi na świetny port, może być najlepszym domem dla tej produkcji.
Zrzuty ekranu: SwitchLite.pl
Kopię do testów udostępnił wydawca