Dekada musiała upłynąć, aby fani japońskiego artysty znanego jako SWERY doczekali się zapowiedzi kontynuacji ich ukochanej gry sprzed lat. Wielu z nich przeżyło jednak ciężki szok spoglądając na docelową platformę. Deadly Premonition 2 okazało się być tytułem ekskluzywnym na konsolę Nintendo, co biorąc pod uwagę rodowód serii brzmiało trochę dziwnie. Z okazji wspomnianego ogłoszenia toporna pod wieloma względami pierwsza część pojawiła się też na Pstryku, w dodatku w niezłej formie. Można było zatem oczekiwać, że nowy dom dla marki jest tym właściwym miejscem, a mały ekran konsoli pozwoli zamaskować niedoróbki. Bo ich obecności spodziewał się niemal każdy znający temat gracz. Szkoda tylko, że finalnie tych mankamentów pojawił się prawdziwy ogrom, na co wpływ mogła też mieć paradoksalnie moc obliczeniowa sprzętu.

W Deadly Premonition 2 śledztwo ma wiele twarzy
Znajomość realiów serii się przydaje. Nie chcę wchodzić w szczegóły czy odnosić się do oczywistych popkulturowych odwołań – o tym poczytacie na niemal każdym serwisie, który otrzymał dostęp do gry przedpremierowo. Warto za to wspomnieć o kierunku, w którym została poprowadzona reżyseria. Intro to jawna kalka z True Detective, ale o tym wiedzieliśmy już przy okazji jednego ze zwiastunów. Nikogo nie dziwi więc Luizjana oraz obecne w grze motywy voodoo. Ciekawie za to rozwiązano sposób opowiadania historii. Z jednej strony mamy trzon rozgrywki umiejscowiony w słonecznym fikcyjnym mieście Le Carré, gdzie energiczny York prowadzi śledztwo. Następnie akcja przenosi się kilkanaście lat do przodu, a tam czekają dla odmiany skąpane w deszczu przedmieścia Bostonu, w których przesłuchujemy alter ego głównego bohatera, a osobnika tego śmiało można nazwać wrakiem człowieka.
Właśnie w tych sekwencjach dostrzega się najpełniej jak bardzo zmienił się ciężar tytułu. Stylistyka i kreacja postaci przypomina mi trochę zapomnianą i niesłusznie niedocenioną przygodówkę z 2014 roku – D4. Podobnie jak w tamtym dziele producent przykrył poważne tematy pokaźną ilością szalonych pomysłów i mniej więcej w takim duchu utrzymane jest też Deadly Premonition 2. Osobiście bardzo lubię takie klimaty, więc próg wejścia okazał się dla mnie bardzo, ale to bardzo niski. Tym bardziej, że początkowe zdania sprzyjają wkręceniu się w opowieść, a problemy zaczynają się dopiero po porządnym z nią zaznajomieniu. Jeżeli w pewnym momencie gra każe wam szukać zielonej papryki umieszczonej w zupełnie losowym miejscu w otwartym świecie to z pewnością coś poszło nie tak.

Kwadratura miasta w Deadly Premontion 2
Sam teren działań został utrzymany w przyjemnej palecie barw. Główną część stanowi obszar zurbanizowany na planie kwadratu, ale zapuścimy się także na przedmieścia. Punktów charakterystycznych znajdziemy tutaj sporo i każdy z nich jest w jakimś stopniu wyjątkowy. Pozostałe elementy wrzucono trochę na jedno kopyto i wyraźnie przydałaby się tu większa liczba assetów. No dobra, a teraz najgorsza wiadomość – poruszanie się po mieście to koszmar. To miał być co prawda horror, ale chyba jednak w założeniach chodziło o inny poziom straszenia. Jeżeli chcecie spędzić z grą większą ilość czasu lub, o zgrozo, ją ukończyć to warto obniżyć swoje wymagania co do płynności animacji. Nikt by nie wypominał lekkich przycięć, ale bardziej o to chodzi, że właściwie ich brak staje się anomalią. Optymalizacja na terenie otwartym leży i kwiczy.
Omawiana lokacja to jednak przede wszystkim hub dla naszych działań. Poszczególne miejscówki są ściśle powiązane z fabułą, a napotkani mieszkańcy zlecą multum zadań pobocznych. Niestety prowadzone w ich ramach dialogi nie są udźwiękowione, co nie nadaje im dostatecznej wagi. Tak to jest, gdy robi się produkcję na modłę staroszkolnej japońszczyzny. Wielka szkoda, bo dialogów z głównego wątku słucha się bardzo przyjemnie i wykonano w tym elemencie kawał dobrej roboty. Dla kontrastu niektóre kwestie mogłyby nie istnieć wcale. Monologi Morgana bywają okrutnie wręcz irytujące same w sobie, a że autorzy nie przygotowali ich zbyt wiele to po pewnym czasie słuchamy tych samych mądrości w kółko. Wyprowadzą z równowagi każdego.

Deadly Premonition 2: Pro Skater
Zafascynowany autami elektrycznymi Francis trochę przecenił ten typ pojazdów, a po udostępnionym obszarze wypada się jakoś przemieszczać. Tu przyda się deskorolka, dzięki której sprawnie przemieścimy się między skrajnymi punktami mapy. No dobra może wcale tak prosto nie będzie, bo właśnie będąc w ruchu optymalizacja najbardziej daje w kość. Nie zmienia to faktu, iż środek transportu jest efektywny, a sam pomysł jego implementacji świetny. Jest taki moment w fabule, gdy tracimy dostęp do naszego skateboardu i uwierzcie, że przedarcie się do wyznaczonego miejsca boli. Nawet mimo możliwości skorzystania z systemu szybkiej podróży, bo poszczególne punkty, do których możemy się przenieść trzeba najpierw własnoręcznie odblokować.
Wraz z postępami w opowieści nauczymy się też sztuczek. Pozwolą one przedrzeć się w niedostępne wcześniej miejsca, bądź zdobyć niedostępne w inny sposób nagrody. O środek transportu wypada co jakiś czas zadbać, co by nie obudzić się z ręką w nocniku pośrodku niczego wśród dzikiej zwierzyny. Konstrukcja świata nawiązuje jednak do początku XXI wieku i co rusz natkniemy się na niewidzialne ściany. Możemy zapomnieć o całkowicie swobodnej eksploracji, co troszkę rozczarowuje. Tytuł leży więc nie tylko w kwestiach płynności, ale i żenuje absurdalnie zacofaną interakcją z otoczeniem.

Odwiedź inny świat z Deadly Premonition 2
Oprócz spokojniejszej warstwy rozgrywki, gdzie badamy poszlaki czy staramy się zlokalizować kolejne miejsce kluczowe dla popchnięcia historii do przodu przyjdzie nam wkroczyć do mroczniejszego wymiaru. Tam przyda się już broń dystansowa, a serwowane nam obrazki będą znacznie mniej cukierkowe niż dotychczas. Mając w pamięci bardzo niepokojące maszkary z części pierwszej od początku wyraźnie wydać, że tym razem będzie lżej. Przeciwnicy padają w miarę szybko, amunicji nie brakuje, podobnie jak apteczek. Nie trzeba się też przejmować zbyt niską ilością klatek na sekundę, bo akurat te fragmenty zabawy działają płynnie. Fajny jest też wystrój miejscówek – zamiast obrzydliwości groteskowa stylizacja, która bardzo pasuje do charakteru produkcji.
Ogrywając jednocześnie The Last of Us Part II ciężko mi nazwać Deadly Premonition 2 horrorem. To tak jakby okrzyknąć tym mianem wysłużonego Obliviona. To co najwyżej intrygująca przygoda z niepokojącymi elementami, w którym główną rolę odgrywają wyraziści bohaterowie i spora ilość pastiszu. Trzeba polubić ten styl, w innym wypadku obcowanie z grą nie ma najmniejszego sensu. Zupełnie nie widzę powodu, by ktokolwiek miał się męczyć z całym repertuarem technicznych ułomności, jeżeli nie leży mu stylistyka zaproponowana przez japońskiego wizjonera.

Odrobina rozrywki w Deadly Premonition 2
Mimo wszystkich niedoskonałości sporo rzeczy daje tutaj frajdę. Pełno tu smaczków i samo zwiedzanie może okazać się przyjemnym pomysłem na spędzenie kilku godzin. Podobnie jak wspomniane wcześniej śmiganie deskorolką. Twórcy przygotowali jednak coś na dodatkowe umilenie czasu. W typowym amerykańskim dinerze pogramy w kręgle, a nad rzeką będziemy puszczać kaczki. Ze względu na słaby zapłon gry w tych kwestiach zdobycie czołowych wyników w obu minigrach zajmie dłuższą chwilę. Samą ich obecność trzeba zaliczyć na plus – to już nie tylko pokręcona, ale i różnorodna produkcja.
A czy ładna? Kwestia gustu. Oprawa przypomina przywołaną już wcześniej inną grę, nad którą czuwał SWERY. Błędów w wyświetlanej grafice znajdzie się niestety sporo, choć niejednokrotnie można się zatrzymać przy okazji wizyty w jakimś bardziej urokliwym zakątku mapy. Biorąc pod uwagę skandaliczną optymalizację tytuł nie wygląda nadzwyczajnie i możemy tu mówić o dolnych granicach przyzwoitości. Należy pamiętać, że testowaliśmy grę na odchudzonym Switchu, gdzie mały ekran zawsze trochę wybaczy.

Deadly Premonition 2 – podsumowanie
Deadly Premonition 2 to gra, której zapowiedź ułatwiła mi dylemat w związku z zakupem handhelda Nintendo. Pomijając fatalną optymalizację otrzymujemy możliwość zatracenia się w wykreowanym świecie, co w istocie jest najlepszą możliwą rekomendacją. Zakupu nie żałuję, a dodawane do zamówień przedpremierowych gadżety okazały się bardzo sympatycznym dodatkiem. Cena też schodzi o kilka stopni niżej od typowego dla tytułów AAA pułapu, co wydaje się uczciwą zagrywką. Choć ze względu na fatalne działanie należy się poważnie zastanowić, czy warto popierać takie praktyki wykładając pełną kwotę.
Zrzuty ekranu: Switchlite.pl