Testujemy CyberTaxi – jak wypada gra braci Liebert?

„Gry z Kosza” to obecnie jeden z najchętniej oglądanych polskich cykli poświęconym grom wszelakim, głównie tym słabszym. Bracia Liebert bezlitośnie punktują w nim przywary produkcji, które często w ogólne nie powinny ujrzeć światła dziennego, a bywają wycenione wyżej niż niejeden dopieszczony do granic możliwości indyk. Spora część takich odtwórczych potworków powstaje na Unity, stąd silnik ten, zupełnie niesłusznie, kojarzy się zwykle z marną jakością i powtarzającymi się w kółko assetami. Autorzy CyberTaxi postanowili zatem samodzielnie wypróbować moc przywołanego narzędzia, co zaowocowało jednym z bardziej wciągających tytułów, jakie miałem okazję sprawdzić w ostatnim czasie. Ciężko ocenić, czy zeszłoroczna premiera na Steamie okazała się sukcesem, jednak wydawca widział potencjał w przygotowaniu przenośnego portu. Przyjrzałem się więc bacznie wersji na Nintendo Switch, a poniżej garść wrażeń.

cybertaxi

Marketing okładkowy

Przygody z CyberTaxi nie sposób rozpocząć od listy cech charakterystycznych, którymi promowany jest produkt. Przenosimy się zatem do dość odległej dystopijnej przyszłości, gdzie zepsuta do szpiku kości organizacja konsekwentnie prowadzi gatunek ludzki ku upadkowi. Wcielimy się w rolę taksówkarza śmigającego po mieście Hindenburg, a konkretnie po czterech jego dzielnicach. Nie zabraknie setek misji, sporej ilości arsenału do przetestowania i wielu innych fantastycznych elementów. Jak to się ma do rzeczywistości? Gra obiecuje całkiem sporo, ale nie brakuje tu pokrycia. Byłem zaskoczony jak wiele elementów tu po prostu działa, bez fajerwerków, jednak wciąż poprawnie.

CyberTaxi to bowiem propozycja powstająca niejako „po godzinach”, a lwią część zaprogramował sam Mithgandir. Inspirowana stareńką grą Quarantine rozgrywka okazuje się nad wyraz świeża i stanowi świetną przeciwwagę dla dostępnych na rynku produkcji wysokobudżetowych. W cały projekt zaangażowanych było jednak znacznie więcej osób, dzięki czemu działający prototyp miał szansę przekształcić się w pełnoprawny produkt.

cybertaxi

Czy jedzie z nami Gonciarz?

Przejdźmy teraz do meritum. Naszym podstawowym celem w CyberTaxi jest rozwożenie pasażerów z punktu A do B. Rozpoczęcie misji wymaga jednak uprzedniego zlokalizowania chętnego, bo okazje do zarobku często nie pojawiają się same z siebie wzorem Taxi Chaos. Tutaj pomocna okaże się całkiem przejrzysta mapa, która posłuży również do namierzenia punktów naprawczych czy sklepów z uzbrojeniem. Z pasażerami możemy zamienić kilka słów i od razu zaznaczam, że nie zabraknie tu absurdalnego humoru. W zasadzie towarzyszy on nieustannie, bo samo miasto obfituje w wiele niecodziennych widoków czy smaczków – czyżby Krzysztof Gonciarz załapał się na własną wirtualną pracownię artystyczną? Do tego niemal wszystko chce nam tu zrobić krzywdę, choć raczej nieudolnie. Początki bywają co prawda ciężkie, ale z czasem nasza podróż zamienia się w spacerek, bo gotówki nie brakuje, a ta stwarza pole do popisu.

Różnorodność udostępnionych broni pozytywnie zaskakuje, co pozwala kreatywną eksterminację stojących na drodze przeszkód. Czasem trafi się też zlecenie na zniszczenie konkretnego budynku czy pozbycie się… skażonej świni. Takie urozmaicenia dają kopa licznikowi postępu fabularnego i przyczyniają się do szybszego odblokowania kolejnych dzielnic. Zdecydowanie warto to robić, bo długotrwałe przebywanie w jednej lokacji prędzej czy później solidnie znuży. CyberTaxi może pochwalić się naprawdę rozległymi miejscówkami, które jednak nie porażają krajobrazami. Nowe widoczki wprowadzają zatem niezbędną świeżość. Warto wspomnieć o jeszcze jednej rzeczy – odpowiednia liczba wykonanych zadań premiuje nas punktami rozwoju. Drzewko może nie należy do przesadnie rozbudowanych, ale wprowadza do rozgrywki nieco erpegowego posmaku – zdecydowanie na plus.

Technicznie jak Cyberpunk?

Teraz troszkę o jakości samego portu. Na pewno na pochwałę zasługuje projekt menu i sterowanie – nie miałem większych problemów z ogarnięciem wszystkich mechanizmów w CyberTaxi. Nieco gorzej wypada czytelność tekstów – czcionka mogła być większa, szczególnie na Nintendo Switch Lite trzeba porządnie wytężyć wzrok. Z kolei skupianie naszych patrzałek na drobnych literkach będzie miało sens głównie wtedy, gdy władamy językiem angielskim – to niestety kolejna polska propozycja pozbawiona polskich napisów.

Oprawia audiowizualna wypada natomiast nieźle. Na potrzeby przenośnego portu zrezygnowano oczywiście z części efektów obecnych na komputerach osobistych, jednak całość zachowała swój pierwotny charakter. Oczywiście dokładne przyjrzenie się teksturom nie przyniesie niczego dobrego, ale zdecydowanie nie ma tragedii. Osobiście najbardziej przeszkadzał mi dość mały zasięg rysowania obiektów, a nie jakość ich samych. Choć i grafika bywa nierówna, szczególnie druga z udostępnionych lokacji prezentowała się po prostu brzydko. Klimat posępnej wizji przyszłości potęgowany jest za to przez klika bardzo fajnych kawałków służących za radio. Nie ma tego wiele, ale jak na niewielki tytuł samo zadbanie o ich obecność warto odnotować. Na koniec kwestia optymalizacji. Na ogół CyberTaxi działa dobrze, klatki gubi głównie w strugach deszczu i przy większym zagęszczeniu elementów otoczenia. Myślę jednak, że osoby odpowiedzialne za wykonanie portu całkiem nieźle wywiązały się ze swojego zadania.

CyberTaxi – werdykt

Propozycja studia Projects from Basement może pochwalić się nietuzinkową stylistyką i ogromnymi pokładami grywalności. W dodatku port przygotowany z myślą o Nintendo Switch zupełnie nie przeszkadza w zapoznaniu się z CyberTaxi, wręcz zachęcam do zabawy właśnie na tej platformie. Mały ekran wybacza wiele niedoróbek, mimo że znajdzie się ich tu naprawdę sporo – zarówno w warstwie graficznej (oświetlenie), jak i technicznej (kolizja obiektów). Ja jednak bawiłem się świetnie i do Hindenburga planuję jeszcze wrócić.

Zrzuty ekranu: SwitchLite.pl

Kopię do testów udostępnił wydawca – Ultimate Games