Debiut każdej nowej ścigałki na Nintendo Switch urasta niemalże do rangi święta. Jeszcze lepiej, gdy autorzy idą we względny realizm, porzucając stylizowaną oprawę i autka wykonane z kartonu. Co prawda w Classic Racers Elite rywalizujemy wyłącznie z czasem i nie każdemu przypadnie to do gustu, jednak z uwagi na posuchę w temacie warto rzucić okiem i na ten tytuł. Skorzystałem zatem z okazji do przetestowania przywołanej produkcji, a poniżej moje wrażenia.

Z punktu A do B
Zacznę od rzeczy błahej, ale dość jednoznacznie klasyfikującej omawianą pozycję. Nie lubię małpowania znanych marek – przekręcania ich nazw i używania zbliżonych logotypów. Człowiek jest na tyle kreatywną istotą, że z powodzeniem może stworzyć również własną otoczkę motoryzacyjną. Trochę mnie to zraziło już podczas oglądania materiałów promocyjnych Classic Racers Elite. Znając jednak podejście do tematu nie zwracałem na to większej uwagi podczas rozrywki właściwej. Może dlatego, że mimo całej tej przaśności tytuł zaskakuje porządnym zręcznościowym modelem jazdy, sporą ilością fikcyjnych tras niedostępnych u konkurencji i zawartością, która starczy na stosunkowo długo.
Podstawę w Classic Racers Elite stanowią mistrzostwa. Każde takie zawody składają się z kilku czasówek do zaliczenia i stopniowo odblokowują dostęp do kolejnych grup pojazdów. Stawiane przed graczem wyzwanie wydało mi się całkiem nieźle wyważone. Na ogół jest dość przyjemnie, a na mecie meldujemy się z zapasem sekund. Zdarzą się jednak przejazdy, gdzie sukces zagwarantuje jedynie mknięcie na złamanie karku. Jednorazowo na drodze spędzamy maksymalnie dwie minuty, więc nawet ewentualne porażki nie frustrują, bo szybko możemy się zrehabilitować. Gra zatem idealnie sprawdza się do niezobowiązującego śmigania i najzwyczajniej bawi. Oczywiście prędzej czy później wkradnie się powtarzalność, stąd moim zdaniem nieco zbyt wygórowana cena ustalona na premierę.

Niby ładnie, ale nie do końca
Pierwsze uruchomienie Classic Racers Elite wypada raczej niekorzystnie. Samo menu jest już okropne, a interfejs wyświetlony w czasie jazdy także nie zachwyca. Dziwna kolorystyka i nietrafione czcionki – pod względem estetycznym mamy biedę i jednoznaczne skojarzenia z prostymi grami ze Steama za kilka złotych. Twórcy zadali sobie jednak odrobinę trudu i dorzucili polską wersję językową. Trochę pokraczną, ale zawsze, w końcu nawet rodzime studia mają czasem z tym problem.
Gdy już jednak zaakceptujemy wszelkie przywary Classic Racers Elite, to dostajemy całkiem sympatycznie wyglądającą w ruchu propozycję. Duża w tym zasługa tekstur w stosunkowo wysokiej rozdzielczości, znaczącej ilości prostych powtarzalnych assetów wokół tras i dobrego oświetlenia. Pozytywnie zaskakują także modele aut. Oprawę uznaję za satysfakcjonującą, choć wystarczy się zatrzymać czy wypaść z drogi, by czar prysł. Najważniejsze, że poza drobnymi wyjątkami całość śmiga bardzo rześko.

Classic Racers Elite – werdykt
Jest nieco klasycznie, ale niekoniecznie elitarnie – Classic Racers Elite na Nintendo Switch warto jednak sprawdzić. Fajny model jazdy, dużo tras i niezła oprawa, choć cena mogłaby być nieco niższa.
Zrzuty ekranu: SwitchLite.pl
Kopię do testów udostępnił wydawca