Testujemy Bright Memory: Infinite

Lata lecą, a na Nintendo Switch nadal bardzo rzadko trafiają porządne pierwszoosobowe strzelanki. Niedobór dość bolesny, bo japoński handheld całkiem nieźle radzi sobie z taką formą zabawy. Odświeżona trylogia Crysis pokazała, że w małym sprzęcie drzemie całkiem spora moc i nawet nieźle wyglądające tytuły mają prawo zaistnieć w przenośnych szatach. Z podobnego założenia wyszedł autor Bright Memory: Infinite, nie pomijając Pstryka przy zapowiedzi swojego dzieła na konsole obecnej generacji. Miałem wcześniej okazję sprawdzić wydany tylko na większe sprzęty pierwszy epizod, więc wiedziałem, że ogrywanie omawianej produkcji na pięciu calach może być ciekawym doświadczeniem. Czy tak było w istocie?

bright memory infinite

Bond się chowa

Już pierwsze chwile rozwiewają jakiekolwiek wątpliwości – przed nami propozycja przesiąknięta akcją. Główna bohaterka dziarsko wskakuje w jeden z dostępnych „strojów roboczych” i rzuca się w wir wydarzeń. W Bright Memory: Infinite dzieje się naprawdę sporo, a w czasie skondensowanej, maksymalnie trzygodzinnej rozgrywki przyjdzie nam pobawić się na wiele sposobów. Oczywiście głównym daniem będzie obsługa różnych rodzajów broni palnej, dodatkowo każda może działać w alternatywnym trybie, więc jest czym eksperymentować. Samo prucie ołowiem to nie wszystko, bowiem nasza postać biegle włada równie skutecznym ostrzem, a także potrafi korzystać z uproszczonych mocy psionicznych. Wachlarz wystarczający, by eksterminacja wrażych zastępów nie zdążyła się znudzić, tym bardziej, że w ramach urozmaicenia czasem trafi się jakiś większy skurczybyk do ubicia.

Chiński tytuł lubi zaskoczyć gracza i oferuje znacznie więcej niż samo strzelanie. Będzie zatem twist, który zmusi nas do chwilowego działania cichaczem czy wybuchowa jazda sportowym samochodem. Warto też zaglądać w zakamarki, by po zebraniu specjalnych statuetek ulepszać swoje umiejętności. Dodatkowo Bright Memory: Infinite to szereg sprawnie zrealizowanych cutscenek, które nadają całości jeszcze większego dynamizmu. Stworzony na potrzeby gry świat ma jednak trochę problem z tożsamością i zaprezentowana tu mieszanka może się okazać nie do końca strawna. Osobiście nie miałem z nią problemów, choć zdecydowanie nie warto doszukiwać się tu większego sensu. Omawiana pozycja miała po prostu dostarczyć odpowiednią dawkę radochy i wyszło jej to nieźle.

bright memory infinite

Serio tak to wygląda?

Bright Memory: Infinite na Nintendo Switch to jednocześnie bardzo udany port. Mimo niewielkiego ekranu do dyspozycji udało się zachować odpowiednią czytelność i wygodę obsługi. W menu znajdziemy trochę przydatnych opcji, ale nawet na domyślnych ustawieniach wszystko działa jak należy, wliczając w to również akceptowalną wielkość napisów. Niestety nie zagramy po polsku, choć biorąc pod uwagę specyfikę tytułu, śledzenie opowieści można sobie całkowicie odpuścić. I tak niemal wszystkie wydarzenia przedstawione są za pomocą uniwersalnego języka wartkiej akcji.

A trzeba dodać, że na Bright Memory: Infinite patrzy się z przyjemnością. Producent zadbał o należyte wykorzystanie czwartej iteracji Unreal Engine, więc mimo kompromisów w kwestii tekstur dostajemy całkiem fajne oświetlenie i sporo ładnych efektów specjalnych. Na potrzeby tego tekstu wykonałem sporo nieudanych zrzutów ekranu i śmiało mogę stwierdzić, że w ruchu tytuł prezentuje się wyraźnie lepiej. W warunkach bardzo płynnej rozgrywki nie dostrzega się też większości braków, jakie widziałem na tych gorszych statycznych ujęciach.

bright memory infinite

Bright Memory: Infinite – werdykt

Po Bright Memory: Infinite oczekiwałem solidnej dawki odmóżdżającej rozgrywki i dokładnie to dostałem. Rozczarował mnie jedynie krótki czas zabawy, za to dobrze spożytkowany dzięki bardzo udanej wersji dedykowanej Nintendo Switch.

Zrzuty ekranu: SwitchLite.pl

Kopię do testów udostępnił wydawca