Testujemy Breathedge

Tytuły o kosmicznym zacięciu dość często goszczą w moich recenzjach. Paradoksalnie nie jestem jakimś przesadnym fanem tego typu widoków, ale produkcje je oferujące nad wyraz dobrze prezentują się na konsolce Nintendo Switch. Przykładów nie trzeba szukać zbyt długo – na przestrzeni ostatnich miesięcy pojawiły się takie propozycje jak Rebel Galaxy Outlaw czy Redout: Space Assault. O ile w przywołanych grach nie brakowało częstych wymian ognia, tak Breathedge serwuje zupełnie inne podejście. Macie ochotę powalczyć o przetrwanie w stanie nieważkości? Do tego nie straszny wam siermiężny humor wylewający się z ekranu? W takim razie śpieszę z raportem dotyczącym przenośnej wersji.

breathedge

Jaki humor taka mechanika

Trzeba przyznać, że autorom Beathedge nie brakuje dystansu do swojej twórczości. Od samego początku wyśmiewany jest niemal każdy element tytułu, a przy okazji wbijana szpilka w dowolne pompatyczne dzieło traktujące o przetrwaniu w kosmosie. Jeżeli jest to dla was duży problem, to propozycję RedRuins Softworks możecie śmiało zignorować – prawdopodobnie nie będziecie tego w ogóle żałować. Niepoważne podejście do prezentowanych wydarzeń to tylko zasłona dymna – tytuł obchodzi się z graczem raczej brutalnie. Kolejne cele realizujemy metodą małych kroczków, zbierając mozolnie materiały i tworząc sprzęt przybliżający nas do sukcesu. W podstawowym trybie należy zwrócić uwagę na wiele czynników, a eksploracja początkowo ogranicza się do pobliskich wraków dryfujących w przestrzeni.

Kluczowe jest zatem odpowiednie przygotowanie w bezpiecznych strefach, by następnie poczuć się dużo pewniej w warunkach zagrożenia. Zapas tlenu pozwoli na dalsze wyprawy, alkohol rozgrzeje ciało, a zapasy pozwolą nie umrzeć z głodu bądź pragnienia. Dbając o zaspokojenie podstawowych potrzeb musimy jednocześnie wykonywać czynności popychające fabułę. Wszystko to czyni z Breathedge dość trudny survival, w którym miłośnicy wartkiej akcji nie znajdą dla siebie zbyt wiele. Jeżeli jednak czekaliście na przyzwoicie wykonaną pozycję reprezentującą ten gatunek, to być może warto zainteresować się tematem.

Tym bardziej, że przenośny port wypada całkiem nieźle. Na pewno dłuższą chwilę zajmie zaznajomienie się z poszczególnymi elementami, ale tego typu gry rzadko bywają przystępne. W związku z tym dość ciężko było też dobrać optymalne obłożenie przycisków. Jak na bogactwo zaimplementowanych mechanik nie ma jednak tragedii. Podobnie jak w przypadku Space Crew otrzymujemy polską wersję językową, która obejmuje również elementy otoczenia. Breathedge idzie jednak o krok dalej i rodzime napisy atakują nas nawet z najzwyklejszych świstków. Świetna sprawa, ale zdecydowanie nie jest to perfekcyjnie wykonana lokalizacja (popatrzcie choćby na interfejs). Swoją rolę jednak z pewnością spełni. Podobnie jak oprawa – cięcia względem komputerów osobistych były nieuniknione, jednak dostajemy naprawdę przyzwoicie wykonany port. Niejednokrotnie będzie na czym zawiesić oko, a i optymalizacja nie zawodzi.

breathedge

Breathedge – werdykt

O przenośnej edycji Breathedge na pewno można napisać dwie rzeczy – pokazuje jak wiele mocy drzemie w konsolce Nintendo Switch oraz udowadnia, że autorzy chcieli powalczyć także o polskich graczy. Sama produkcja spodoba się głównie entuzjastom gatunku, w dodatku gustującym w dość pokrętnym humorze. Jeżeli spełniacie te warunki, to premiera tytułu tuż za rogiem.

Zrzuty ekranu: SwitchLite.pl

Kopię do testów udostępnił wydawca – HypeTrain Digital