Sposób przedstawiania Afryki w grach bywa fascynujący. Drugi Far Cry siedzi w mojej głowie do tej pory, mimo że pod względem rozgrywki propozycja Ubisoftu okazała się co najwyżej przeciętna. Czarny Ląd skrywa wiele tajemnic i szczególnie w naszej części świata może wydawać się mistycznym miejscem, gdzie większość Europejczyków nigdy nie zawita. No może z wyłączeniem popularnych wakacyjnych kurortów. Jeżeli chcielibyście przebyć rzadko uczęszczaną sawannę, ale z jakichś powodów nie możecie sobie na to pozwolić w realnym świecie, to BEAUTIFUL DESOLATION ma szansę obudzić w was domorosłych odkrywców. Teraz również na Nintendo Switch.

Egzotyczne zaszczucie
Fabuła w BEAUTIFUL DESOLATION ma niebagatelne znaczenie, jednak tak naprawdę główne skrzypce gra tu eksploracja. W wyniku zawiłości przedstawionych w prologu trafiamy na pierwszą większą mapkę, na tyle zgrabnie skleconą, że na początku łatwo połapać się we wszystkich atrakcjach. Możemy zatem na spokojnie zaznajomić się z mechaniką zabawy, a finalnie otrzymać dostęp do środka transportu. W tym momencie produkcja nabiera rumieńców, a miłośnicy wypraw w nieznane w stylu Mass Effecta dostaną sporo dobra. Mamy tu nawet odpowiednik tamtejszych przekaźników, dzięki którym zgrabnie przeskoczymy w różne zakątki wykreowane na potrzeby tytułu. Zwiedzania przewidziano sporo, w dodatku może ono przebiegać niemal całkowicie pacyfistycznie, będąc jednocześnie wystarczająco zajmującym.
Trzon rozgrywki stanowią interakcje z otoczeniem oraz napotkanymi postaciami. Często przyjdzie nam zebrać dany przedmiot w określonym miejscu, by później przebyć z nim kawał drogi i dostarczyć tam gdzie trzeba. W trakcie takich manewrów odwiedzimy jednak bardzo fajnie wykreowane osady i to właśnie w nich BEAUTIFUL DESOLATION może przez chwilę przypominać izometryczne erpegi. Choć dialogi ograniczają się zwykle do głównego wątku, a dodatkowych rzeczy do roboty przesadnie dużo nie dostaniemy. Tu bardziej liczy się niebanalne podejście do snucia opowieści, a opcjonalne elementy mogą co najwyżej pogłębiać immersję. Na pewno nie radziłbym podchodzić do omawianej produkcji bez szczerej ochoty na powolne zaznajamianie się z kolejnymi elementami. To zdecydowanie nie jest gra dla fanów wartkiej akcji.

Przemierzanie poszczególnych lokacji całkiem dobrze smakuje na Nintendo Switch. Podobnie jak w przypadku Komandosów typowo pecetową grę udało się zgrabnie przeportować na potrzeby przenośnej konsoli. Problemem na pewno może być wielkość czcionki – zarówno w menu, jak i w samej grze. Dla osób znających język angielski ułatwieniem może się okazać obecność czytanych dialogów – jak na niszowego indyka ilość udźwiękowionych kwestii zaskakuje. Mnie osobiście zdziwił jeszcze brak rodzimych napisów – po polsku nie zagramy, podobnie było z The Hong Kong Massacre. Jednak w tym przypadku wpisując w Google tytuł dostajemy od razu zapytanie o „spolszczenie”, więc zapotrzebowanie z pewnością było. Jeszcze krótko o oprawie – jest na tyle estetyczna, by z przyjemnością przemierzać kolejne lokacje, a same przechadzki przebiegają płynnie dzięki dobrej optymalizacji.
BEAUTIFUL DESOLATION – werdykt
Jeżeli wizja powolnego przemierzania postapokaliptycznej sawanny wydaje ci się atrakcyjna, to śmiało sięgnij po przenośny port BEAUTIFUL DESOLATION. Sama gra zapewni sporo radości, a wersja na Nintendo Switch trzyma dobry poziom, choć zdecydowanie przydałoby się spolszczenie. Fanom wartkiej akcji radziłbym jednak poszukać czegoś innego.
Zrzuty ekranu: SwitchLite.pl
Kopię do testów dostarczył wydawca