Polscy twórcy gier nieustannie zaskakują pomysłami na kolejnych przedstawicieli gatunku symulatorów. Część założeń wydaje się odrealniona, inne mimo swojej prostoty urzekają od pierwszych chwil. Aquarist z pewnością można zaliczyć do tej drugiej grupy, o czym przekonali się już liczni użytkownicy komputerów osobistych. Nie zdziwiłbym się, gdyby niektórzy odnaleźli rodzimej propozycji swoje nowe hobby. Osobiście ucieszyłem się na wieści o porcie na Nintendo Switch, bo nawet materiały promocyjne wyglądały w tym wypadku całkiem dobrze, a nie jest to regułą. Sprawdźmy czy rzeczywiście warto sięgnąć po przenośną wersję.

Dobre złego początki
Po odpaleniu Aquarist możemy zdecydować się na jedną z dwóch ścieżek – tryb fabularny lub kreatywny. Łatwo zgadnąć, że pierwszy będzie znacznie bardziej liniowy, natomiast drugi daje już pole do popisu, ale też szybciej się znudzi. Sama opowieść początkowo wyraźnie wyróżnia się na tle innych symulatorów. Poznajemy tu bowiem początki akwarystycznej przygody naszego bohatera, który wykazywał ponadprzeciętne umiejętności w temacie już w czasach nastoletnich. Szkoda, że autorzy nie poszli za ciosem i w podobny sposób nie zrealizowali całej historii (choć i ciekawe momenty się trafią). Krótkie wydarzenia, które niosłyby za sobą konkretne urozmaicone wyzwanie wyszłyby tej produkcji zdecydowanie na dobre.
Niestety dość szybko tytuł zamienia się w typowego przedstawiciela gatunku. Rozgrywka właściwa w Aquarist polega bowiem na zarządzaniu coraz bardziej rozbudowanym przybytkiem, gdzie kluczem do sukcesu będzie konstruowanie wymyślnych akwariów. Trzeba zadbać o odpowiednie podłoże, wodę, roślinność czy elementy ozdobne. Każde pływające stworzenie ma określone preferencje, droga do ich zaspokojenia usłana różami nie będzie. Im lepiej to wszystko się prezentuje, tym więcej potencjalnych klientów regularnie sprawdzi co u nas słychać. Potem już tylko kolejne modernizacje i skromna kanciapa przekształci się w mekkę maniaków rybek wszelakich. Przynajmniej teoretycznie powinna.

Problemów ci u nas dostatek
Ciężko bowiem w pełni docenić potencjał Aquarist, gdy co rusz atakują nas jakieś błędy. Zdecydowanie polecam zaprzyjaźnić się z ręcznym zapisem zabawy i ubolewam nad zbyt rzadkim automatycznym. Naprawdę nie jest trudno zablokować sobie dalszy postęp zabawy, więc przy każdym podejrzanym zachowaniu produkcji lepiej po prostu wczytać poprzedni stan. Nie brzmi to może jak wybitna zabawa, ale w praktyce rozgrywka potrafi być całkiem przyjemna i wierzę, że wszystkie niedociągnięcia naprawi łatka (o ile jest planowana). Ewentualne zmiany za to z pewnością nie obejmą sterowania, które czasem bywa niezbyt dokładne, choć idzie się do niego przyzwyczaić. Nie zachwyca także ogólna czytelność. Trochę ponarzekałem, ale na plus należy zaliczyć obecność polskiej wersji językowej, bo z jej jakością jest już trochę gorzej.
Mam też duży problem z oceną oprawy audiowizualnej. Warstwa dźwiękowa wcale nie trafiła w moje gusta, natomiast widziałem dość duży potencjał w wyglądzie Aquarist. W tym aspekcie produkcja miewa niezłe momenty, a nawet te gorsze wypadają akceptowalnie. Czy przekłada się to na optymalizację? Niestety tak, jednak na ogół działamy tu we własnym tempie i zdecydowanie da się grać. Czy komfortowo? Dużo tu zależy od upodobań i na pewno nie wszyscy podzielą mój entuzjazm.

Aquarist – werdykt
Obecna jakość portu na Nintendo Switch może być nieco krzywdząca dla samej gry. Aquarist to bowiem produkcja ze sporym potencjałem i dużą ilością trafionych pomysłów. Zasługuje zatem na nieco lepszą przenośną wersję i pozostaje tylko mieć nadzieję, że w wkrótce ją otrzyma.
Zrzuty ekranu: SwitchLite.pl
Kopię do testów udostępnił wydawca